hipokryta, hipochondyk, hipopotam

blog Mihała to miejsce zwykłe

miejsc zwykłych jest dużo

poniedziałek, 13 lutego 2012

śmierci nie można się nauczyć


Śmierć jest skrajna. Po pierwsze, to jedna ze stron linii życia, choć chyba nie zawsze przeciwieństwo samego życia. Po drugie, wywołuje skrajne emocje. Po trzecie, jest końcem, jest kończąca, jest nieodwołalna. Śmierć jest obecna. Od najdurniejszego faktu, że co chwilę umiera nam w ciele tysiące komórek, poprzez fakt, że w każdej sekundzie gdzieś na świecie ktoś umiera, aż po sytuacje, w których odchodzi ktoś, kogo znamy, kojarzymy, lubimy. Ponadto śmierć jest od zawsze i na zawsze. Wszystko jest śmiertelne, a wydłużanie życia i postęp medycyny nie spowodują nigdy wyeliminowania śmierci. Ale w sumie, skoro jest ona taka oczywista to po co o niej w ogóle myśleć? A może właśnie dlatego, że jest oczywista, trzeba o niej myśleć? Nie wiem, bo śmierć nie daje odpowiedzi. Ona po prostu jest, towarzyszy nam nawet wtedy, gdy w ogóle nie mamy jej na myśli - bo gdy mówimy, że „umrę z nudów” albo „chyba się dziś zabiję”, nie o umieranie nam chodzi.  I tu mógłbym skończyć. Tylko że ze śmiercią każdy z nas musi sobie jakoś, kiedyś i gdzieś poradzić. Nie można się jej nauczyć, trzeba samemu wypracować sobie do niej stosunek. Prędzej czy później każdy z nas umrze, ale wcześniej śmierć innych będzie towarzyszyć nam ciągle. To tak jak z tym, że dopiero od niedawna wprowadza się śmierć bohaterów w polskich serialach. Wywołuje to całą gamę reakcji społecznych (listy, filmiki, żarty, grupy na fejsbuku). Podobnie było z pierwszą częścią Pottera, która przecież zaczyna się od śmierci rodziców głównej postaci. Wróżono jej klęskę, ale nie umarła.

Pierwszy raz w życiu na pogrzebie byłem mając ponad 18 lat. W grudniu 2005 roku zmarła mi babcia, a niecałe 3 tygodnie później umarł dziadek (nie z tej samej pary). Po babci nie płakałem, po dziadku już tak, bo miałem z nim zdecydowanie bliższy i lepszy kontakt. Śmierć kogoś ważnego naturalnie powoduje myślenie o umieraniu. Przyznam, że często myślę o śmierci. Zastanawiam się jak to jest umrzeć, komu byłoby mnie szkoda, kto by przyszedł na pogrzeb. Brzmi to może i makabrycznie, ale chyba nie widzę w tym nic dziwnego. Śmierć jest modna. Odkąd tak głośno celebruje się śmierci sławnych osobistości w mediach i na portalach społecznościowych oraz odkąd tak modne są seriale o wampirach, zombi itp., śmierć z jednej strony traci element lęku, z drugiej stracić go nigdy nie będzie do końca w stanie. W końcu jest niezwyciężona i ostateczna. Oswajanie się z nią jest doraźne. I tak jak średniowieczny taniec śmierci w karnawale był sposobem na ośmieszenie śmierci, tak teraz wszelkie rodzaju żarty internetowe, obrazki, piosenki, rysunki i komiksy po śmierci Magdy z Sosnowca są sposobem poradzenia sobie z tematem śmierci. Może to razić, wręcz bulwersować, że ktoś nabija się z tragicznego zakończenia życia przez sześciomiesięczne dziecko, ale jak najlepiej zachować się wobec czegoś, czego się boimy, nie rozumiemy, nie znamy? Wyśmiać to.

Takie nagromadzenie śmierci powoduje u mnie np. to, że gdy w oglądanym filmie ginie człowieka, nie wzbudza to we mnie większej reakcji. Jednak gdy patrzę na znęcanie się nad zwierzętami lub ich zabijanie, odwracam wzrok. Czy wynika to tylko ze statystyki? Śmierć człowieka mi się opatrzyła, a zwierzęcia już nie, bo widzę ją rzadziej?

Mam dziwne poczucie, że ostatnio umiera wiele znanych osób. Jakoś tak więcej niż wcześniej. Może to tylko dlatego, że zwracam na to bardziej uwagę, bo znałem działalność/twórczość odchodzących, a może tylko dlatego, że jest TVN24, gazeta.pl i fejsbuk? A może po prostu większość ludzi, która zasługuje na wspominanie jest już stara i powoli odchodzi?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz