hipokryta, hipochondyk, hipopotam

blog Mihała to miejsce zwykłe

miejsc zwykłych jest dużo

niedziela, 27 października 2013

o przerwie w dostępie do blo


Są dwa główne powody, dlaczego blo miało długą przerwę w ukazywaniu się. Pierwszy z nich jest czysto logistyczny, drugi zdecydowanie bardziej powiązany z funkcją, jaką blo w moim życiu wypełnia. Ale po kolei. Z końcem wakacji, które od nie-wakacji różnią się dla mnie brakiem zajęć na socjologii, zaczęła się wielka gonitwa. Mój kalendarz jest wypełniony do granic możliwości. Niby mam o jedne zajęcia w tygodniu na studiach mniej w porównaniu z poprzednim semestrem, ale za to doszła mi siłownia, hiszpański, angielski, włoski. I wszystko pięknie – odczuwam zmęczenie, bo to oczywiste, ale zdecydowanie częściej jest to miłe zmęczenie, jakie towarzyszy uczuciu, że zrobiło się coś fajnego, że to zaowocuje lub zmęczenie posportowe, które uzależnia. Największe plusy tego stanu rzeczy: brak nudy, brak czasu na autorefleksję, poczucie rozwoju. Największe minusy: taki tryb życia sporo kosztuje – i to pieniędzy, bo majątek wydaję na dojazdy, na jedzenie w biegu (przede wszystkim kawę), na naukę i sporty; ale też i zdrowia – całe to gonienie widać na mojej twarzy, która zdradza mnie potwornie w kwestii tego, jak bardzo jestem momentami wycieńczony; drugi największy minus to fakt, że niestety wszystko co mam zaplanowane w dość łatwy sposób może runąć – bo trzeba zostać dłużej pracy i stracić zajęcia, bo pociąg nie dojedzie, bo mi ucieknie autobus, bo zajęcia przeciągną się 5 minut – naprawdę wszystko jest dopięte co do minuty, a faworyzowanie jednej z aktywności, zabiera kawałek innej. Dużo utrudnia kilmat i pogoda – już nie tak łatwo wstać o 5:30 na basen, powroty dzień w dzień po ciemku do domu sprawiają, że człowiek zasypia w autobusie, w pociągach sauna 40 stopni, bo już grzeją kaloryfery bez regulacji, do tego mgły, deszcz, zaraz śniegi i niedźwiedzie polarne.

Gdzieś tu już raz pisałem, że blo przede wszystkim powstaje dla mnie. To taki mój sposób na porządkowanie myśli, kojenie emocji, wyrażanie tego, co mam do przekazania światu, a najczęściej jest to metoda, by raz i porządnie powiedzieć, co sądzę na dany temat i po prostu do tego nie wracać. Zdecydowanie bardziej to wszystko jest mi potrzebne, gdy wszystko jest nie tak, a ogólny bilans codzienności wychodzi ujemny. Stąd dużo częściej blo pokazywało się, gdy nie miałem pracy, pieniędzy, siedziałem w domu, nic nie robiłem i narzekałem, że życie mnie nie kocha oraz, że zgniję marnie. Też nie jest tak, że marudzenie zniknęło – mam wręcz wrażenie, że marudzę dokładnie tyle samo, co zawsze. Jedyne co się zmieniło to stosunek między marudzeniem, a czasem, gdy z wielkim uśmiechem czy zaangażowaniem biorę się za milion rzeczy jednocześnie. Dodatkowo, wypowiedziałem się już na większość tematów, które mnie interesują, albo chociaż jeżeli nie interesują, to dotykają. Zostają naturalnie recenzje filmowe, które pewnie będą się pojawiać, o ile znajdę jakiś czas na kino (wkrótce idę na nocny maraton Thora), poza tym mam kilka zebranych i spisanych pomysłów, które zrodziły się przez te dwa miesiące przerwy.

Niedzielne okołopołudnia wydają się całkiem sensownym i wykonalnym terminem na pisanie nowego blo. Choć ostatni wpis udało mi się napisać ukradkiem w pracy, ale cicho!

A jest jeszcze jedno wielkie „ale” ostatnich tygodni. Moje życie randkowe, towarzyskie, społeczne zostało bardzo mocno okrojone. To i dobrze, i źle. Mogę się skupić na sobie i swoich celach, a przy dużej motywacji po obu stronach do spotkania zawsze dojść może, nawet w środku nocy.

wtorek, 22 października 2013

Torpeda


Lubię być Torpedą. Całkiem spore grono osób zwraca się do mnie właśnie w ten sposób i nie ukrywam, że bardzo mi to odpowiada. Jeżeli założyć, że osoba zainteresowana może mieć jakikolwiek wpływ na to, jakie chciałaby mieć przezwisko, to ja bardzo proszę o „Torpedę”. Gdy dostaję smsa z pytaniem, co u Torpedy, albo gdy wiadomości zaczynają się od słów „cześć Torpedo”, mały uśmiech pojawia się na mojej twarzy. Taki sam uśmiech wywołuje u mnie każda wizyta na basenie i każdy trening na siłowni. Reakcje chemiczne organizmu poprzez zwiększanie ilości endorfin oraz pierwsze zauważalne własnym okiem rezultaty są bezcenne. Tak jak na początku byłem pełen obaw przy okazji decyzji o związaniu się na dłużej z klubem fitness, tak teraz uważam to za jedną ze swoich najlepszych decyzji.

Pamiętam, jak kiedyś śmiałem się ze znajomych, którzy na fejsbuku informowali o swoim pobycie na siłowni. Nawet raz skomentowałem złośliwie, czy samo zameldowanie już wystarczy by chudnąć, czy naprawdę trzeba coś na gymie robić. Teraz sam melduję się na basenie i siłowni jak głupi, z całą świadomością tego, że po pierwsze – głupio i łyso to wygląda na mojej prywatnej tablicy; po drugie – wkurza i zaśmieca widok moim znajomym. Przyznam, że na początku sam nie wiedziałem, po co się melduję. Z jednej strony pewnie miało to element pochwalenia się, z drugiej chciałem sprawdzić co to daje. Minęło 1,5 roku odkąd regularnie chodzę na basen, ponad 3 miesiące temu dodałem do tego  siłownię i za każdym razem odnotowuję swój trening na fejbuku. Teraz już wiem, że robię to dla motywacji. Założyłem, że będę robił wszystko, co może mi pomóc w ruszeniu tyłka i pójściu pływać lub ćwiczyć. Nawet jeżeli ma to być coś na kształt głupiej radości, że ktoś polubił mój meldunek, albo powiedział/napisał mi, że jakoś podziwia, że też by chciał, pyta jak wstać o 5:30 rano na basen lub nieśmiało prosi, by móc pójść ze mną. Najmilsze są momenty, gdy ktoś z moich znajomych twierdzi, że moje zawzięcie, moje posty dają mu siłę, chęci, by wstać wcześniej, pić mniej, nie palić, jeść zdrowiej, ruszać się więcej. Takie deklaracje dają mi największego powera. Prawie jak Torpeda Narodów.

W związku z tym, że mój pracodawca chce uśmiercić Torpedę, potrzebuję nowego źródła karty Multisport. Inaczej zbankrutuję na karnecie na basen.


Po przerwie wakacyjnej, mimo naprawdę ogromu rzeczy, które teraz robię, bardzo chcę i będę wszystkimi siłami próbował przywrócić standardową częstotliwość nowych wpisów na blo.