hipokryta, hipochondyk, hipopotam

blog Mihała to miejsce zwykłe

miejsc zwykłych jest dużo

sobota, 31 grudnia 2011

nowy blog na nowy rok

Nie lubię świąt. Ale chyba jeszcze bardziej nie lubię sylwestra. Wkurza mnie nawet to, że ludzie błędnie nazywają go Sylwestrem 2011/2012, bo przecież to sylwester 2011. Ostatni raz na sylwestra wyjechany byłem w 2006 roku, kiedy to spędzałem go z przyjaciółkami w Krakowie. Potem dom, dom, dom i dom w Madrycie. Z dwójką odwiedzających mnie na Erasmusie przyjaciół na godzinę 00:00 pojechaliśmy na Plaza del Sol zjeść 12 winogron i zobaczyć fajerwerki, których nie było. O 00:05 już byliśmy w metrze do domu, by pić do 3 polską wódkę smakową i pójść spać z/w depresji.

W tym roku zaproszeń miałem 5, najwięcej w życiu. 3 domówki w Warszawie i 2 pod Warszawą. Te pod Warszawą odpadły ze względów logistycznych, jedna warszawska ze względów towarzyskich, a dwie wciąż rozważam, mimo godziny 16:22 31 grudnia.

Na imprezę sylwestrową się bardzo napalamy. Szykowanie, specjalne fryzury, nowe stroje, pomysły z tematami przewodnimi, składki, wyjścia do klubów, gdzie wstęp nagle kosztuje kilka razy więcej, a w zamian dostaje się szampana i szaszłyki. Impreza też zaczyna się wcześniej niż innego dnia. W tym roku smutne jest to, że sylwester to sobota. Są tacy, co przez to w ogóle nie zauważą różnicy, ale są też tacy, dla których oznacza to wyjątkowo siedzenie w domu, bo bojkotują noc sylwestrową. Ta otoczka przygotowań powoduje, że sylwestrem się łatwo rozczarować. Wystarczy jedna rzecz i już impreza, na którą się czeka przecież cały rok, jest nieudana. Ktoś się upije, ktoś rzyga, ktoś kogoś obrazi lub nie zadzwoni, bo przeciążone linie, ktoś się poparzy fajerwerkiem lub dostanie w nos. I to dość durne, że ktoś nam mówi, że dziś trzeba się upić, bo akurat zmieniamy datę i specjalnie na kaca prawo daje nam wolny 1 stycznia.

Mnie nigdy nie cieszy nowy rok. Od kilku lat każdy następny mam gorszy. Mimo wielu postanowień, wielu dobrych życzeń, wielu zmian. I to mi się nie podoba. Dlatego chcę to zmienić. Nie będę siedział dziś w domu, nie będę miał miliona postanowień noworocznych, nie będę dzwonić do nikogo o północy, by po pijaku złożyć życzenia, nie będę się przejmować jak bawią się inni i nie upiję się jak dziki.

Tradycyjnie pousuwałem nieaktualnych znajomych z fejsbuka, nieużywane kontakty z książki telefonicznej, umyłem podłogę w pokoju i jeszcze nawet wyprasuję koszulę.

Wszystkim Wam i sobie życzę, by równo za rok o tej porze nie pomyśleć, że i ten 2012 był gorszy.

I dzień dobry, nowy blog na nowy rok.