hipokryta, hipochondyk, hipopotam

blog Mihała to miejsce zwykłe

miejsc zwykłych jest dużo

niedziela, 10 listopada 2013

odwyk kawowy


Dziś mija mój szósty dzień bez kubka kawy. To co się działo ze mną i moim ciałem przez ostatni tydzień nie równa się z żadnym etapem dotychczasowych chorób i depresji. To jakby mieć grypę bez gorączki, kataru i kaszlu, ale jednocześnie z takim bólem głowy, zmęczeniem, rozwolnieniem i bólem wszystkich kości i mięśni, że jest się i tak unieruchomionym. Poza pracą i jednym zajęciami musiałem zrezygnować ze wszystkich dodatkowych aktywności: wykładów, siłowni, basenu, zakupów, spotkań, angielskiego. Początkowo nie przypuszczałem, że może chodzić o kawę, ale wszystkie znaki na niebie i w googlu wskazują, że odstawienie kofeiny może mieć dokładnie taki sam przebieg jak odstawienie heroiny – czułem fizyczny ból związany z brakiem nowych dostaw pobudzającej substancji. Jeżeli to rzeczywiście prawda, że to kawa była winna całej sytuacji, przerażający bardziej wydaje się fakt, w jak dużym stopniu jestem od niej uzależniony. A wszystko zaczęło się niewinnie – zaobserwowałem, że gdy raz nie wypiłem rano przed pracą w domu kawy, strasznie mnie potem bolała głowa. Dodam, że jestem niestety z tych, których ból głowy totalnie paraliżuję i nigdy nie jest słaby – od razu taki, który zmusza do leżenia i wyłączania wzroku. Zastanowiłem się, ile kawy dziennie wypiłem (ok. 3-4), ile pieniędzy na kawę wydaję, jak bardzo żółkną mi od niej zęby i w jakim stopniu może ona mieć wpływ na stan mojego samopoczucia i stanu mojej cery. Postanowiłem zaryzykować i sprawdzić, czy jestem w stanie obyć się od kawy. Wujek gogle sugeruje trzy drogi: 1) wyeliminowanie kawy zupełnie, pochowaniem sprzętu, samej kawy – taka terapia szokowa; 2) zmiana godzin picia kawy, a najlepiej picie kawy codziennie o innych porach i w innych ilościach; 3) kupienie mniejszej kawy i mniejszych szklanek, filiżanek, by chcąc-nie-chcąc zmniejszyć ilość przyjmowanej kofeiny, która oszukuje nasz mózg. Wybrałem drogę nr 1, bo choć najtrudniejsza, wiedziałem, że w moim przypadku jedyna możliwa.

Wszystko wpisywało się w mój ostatni mały research na temat diet oczyszczających. Czuję, że potrzebuję oczyścić organizm. Jestem świadomy, że odżywiam się całkiem nieźle – poza tą kawą na pusty żołądek, ale mimo wszystko czuję duży spadek formy, energii i przede wszystkim – mój trupio-pryszczaty wygląd. Naprawdę jem dużo i z głową, ale mimo wszystko przyda mi się pozbycie się toksyn. Przeczytałem wiele o głodówkach, dietach owocowych, sokowych, jabłkowych, zbożowych i żadna nie jest czymś, na co mogę sobie pozwolić bez brania urlopu w pacy i na uczelni. Dlatego postanowiłem wprowadzić kilka elementów z każdej z nich do codziennego jadłospisu, przy jednoczesnych wyeliminowaniu kawy (herbaty nie piję od kilku lat), mojej słabości największej – wafelków, jedzenia z puszki, posiłków gotowych, mleka, przypraw i kilku innych ciężkich produktów. Jem za to jabłka, piję wodę z cytryną, sok marchwiowy, jem dużo otrębów, zbóż, produktów mlecznych i innych produktów nieprzetworzonych. Największe nadzieje mam na to, że poprawi się moja cera, która odkąd chodzę na siłownię, odkryła drugi okres dojrzewania.

Co do kawy, naprawdę tęsknię. Odkąd nauczyłem się ją pić, wiedziałem, że będziemy przyjaciółmi.

Po wyeliminowaniu z diety kawy, herbaty, alkoholu, słodzonych soków i napojów gazowanych oraz mleka, niewiele zostało mi rzeczy do picia – a picie w kółko czystej wody jest koszmarnie nudne.