Po raz kolejny udało mi się przed
ceremonią rozdania Oscarów obejrzeć wszystkie filmy nominowane w kategorii
najlepszy obraz roku. Łącznie obejrzałem 25 tytułów, które mają w dorobku choć
jedną nominację za rok 2014. Mogę z całą świadomością przyznać, że był to rok
kiepski. Albo inaczej, to co zostało do Oscarów nominowane, nie powala. Z tygodnia
na tydzień (z reguły w środę po pracy w Cinema City za 15 zł) oglądałem przez
dwa miesiące film za filmem i w porównaniu z latami poprzednimi, ten wypada
przeciętnie. Nie będę się powtarzał i rozważał, czy Oscary coś znaczą, czy nie.
Nie będę też w tym roku obstawiał zwycięzców, bo są na 98% pewni. W tym roku
podam swoich subiektywnych zwycięzców oraz największych pechowców i
przegranych. 3. 2. 1. Go!
najlepsza aktorka pierwszoplanowa:
ok, przyznaję, nie widziałem Marion
Cotillard w „Deux jours, une nuit” (nie lubię jej też), ale
absolutnie zaczarowała mnie Felicity
Jones w „The Theory of Everything”. Oscara nie dostanie i to właśnie
ona jest pechowcem swojej kategorii – mimo że była lepsza od swojego ekranowego
partnera, trafiła po prostu na rok, gdy pojawił się ktoś „lepszy”. Chora na
Alzheimera Julianne Moore w „Still Alice” idzie przez nagrody jak burza.
najlepszy aktor pierwszoplanowy:
żaden z nominowanej piątki nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak Jake
Gyllenhaal w „Nightcrawler”,który został okradziony z nominacji. Nie tylko dla tego, że to
mężczyzna nr 1 mojego życia, to jest po prosty świetny film i rewelacyjna rola.
Cooper wyglądał w „American Sniper” jak goryl, Carell w „Foxcatcher” to porażka
totalna (jak i cały film).Kibicuję Cumberbatchowi, bo „The imitation game” to
bardzo dobry film.
najlepsza aktorka drugoplanowa:
nie widziałem „Wild”, Streep nie może dostać czwartego Oscara, Knightley się
nie pasowała do tej roli, Stone naprawdę nie zrobiła nic wybitnego w „Birdmanie”,
za to faworytka czyli Patricia Arquette spisała się brawurowo – najtrudniej jest
grać role najzwyklejsze.
najlepszy aktor drugoplanowy:
faworyt J.K. Simmons skradł szoł głównemu aktorowi w filmie „Whiplash” – to jedna
z tych sytuacji, gdy zapamiętujesz nazwisko aktora drugoplanowego, a nie
głównego, zupełnie jak w „Idzie”. Z pozostałych nie widziałem „The judge”.
najlepszy scenariusz oryginalny:
definitywnie „Nightcrawler”. To jeden z tych filmów, który jako dość niszowy ma
szansę na kasowy sukces. To też jedna z tych kategorii, która najczęściej zaskakuje
i odstaje od reszty wyników.
najlepszy scenariusz adaptowany:
bardzo trzymam kciuka za „The imitation game”. To taki klasycznie dobry,
poprawnie zrobiony obraz.
najlepszy film animowany: z całą
miłością do „Big hero 6”, który trafia w moje superbohaterskie gusta, wielkim
przegranym i nieobecnym jest „The lego movie”.
najlepszy film nieanglojęzyczny: czy
„Ida” dostanie Oscara? To pytanie tygodnia. Było już kilka okazji, ale żaden
film nie zbliżył się tak do nagrody jak „Ida” właśnie. Nie byłem zachwycony po
obejrzeniu filmu Pawlikowskiego, ale umiem docenić walory: zdjęcia, temat, grę
aktorek, statyczny klimat. Tylko to też film trochę nudny i trudny. Z rywali
widziałem tylko argentyńskie „Relatos salvajes”,które są filmem zupełnie z
innego bieguna, ale to biegun bliski mojemu gustowi. Szanse „Idy” oceniam na
85%.
najlepszy reżyser i najlepszy
film roku podsumuję łącznie: nie umiem z reguły ocenić reżyserii filmu, to jest
tak, że jeżeli film jest dobry, to reżyserii jest dobra. Jeżeli reżyseria jest
dobra, film jest dobry. Obie te kategorie się zazębiają. Filmem spośród
nominowanych, który zrobił na mnie największe wrażenie był „The imitation game”.
„Birdman” i „The grandBudapest hotel” to też dzieła bardzo przyjemne, ale
obawiam się, że Oscary wygra „Boyhood”. Wkurzył mnie ten film. Trochę jest z
nim tak, że już za sam fakt, że był kręcony 12 lat, musi być super. Owszem, jest
o wszystkim i o niczym, niby filmy o zwykłym życiu są najlepsze i
najtrudniejsze, ale nie dajmy się zwariować, przy całym swoim sentymentalnym
ładunku, on filmem wybitnym nie jest!