hipokryta, hipochondyk, hipopotam

blog Mihała to miejsce zwykłe

miejsc zwykłych jest dużo

poniedziałek, 20 lutego 2012

CV (ze zdjęciem) + list motywacyjny


Szukanie pracy jest upokarzające. A tak dokładniej to szukanie pracy teraz jest upokarzające. Tworzenie CV, pisanie listów motywacyjnych, zamieszczanie klauzul ze zgodą na przetwarzanie danych osobowych. A tych ostatnich istnieją co najmniej trzy rodzaje, dwie ogólne odwołujące się tylko do Dziennika Ustaw oraz taka ze wskazaniem konkretnej firmy, dla której udzielamy zgody. Trzeba uważać, by pożądana przez pracodawcę wersja znalazła się na danej aplikacji, inaczej nie można ani zadzwonić, ani odpisać na maila. I tak od poniedziałku do piątku, a czasem i w soboty, każdego wieczoru trzeba zasiąść przy komputerze, przeszukać kilkanaście portali internetowych z ofertami pracy, wybrać kilkadziesiąt ogłoszeń, przygotować dokumenty, wysłać i czekać na zbawienie, bo i tak nikt nie oddzwoni. Tu tkwi paradoks. Wysyła się aplikacje wiedząc, że nikt nie oddzwoni, ale jednocześnie nie można tego zaprzestać. Kolejny paradoks to kwestia tego, że nikt nie czyta pisanych listów motywacyjnych. CV może i owszem, o ile ogłoszenie jest prawdziwe i z oczekiwaniami pracodawcy zgadza się płeć kandydata, jednak najczęściej tylko sekcję z doświadczeniem. Gdy tak przez kilka miesięcy wysyła się aplikacje, tworzy setki durnych listów, a przy tym kończą się pieniądze i nikt nie odpowiada, można łatwo popaść w depresję.

Przyznaję, że miałem dużo szczęścia. Teoretycznie pracy szukałem od sierpnia 2011, ale de facto intensywnego charakteru moje poszukiwania nabrały dopiero w połowie grudnia. Nie było dnia, abym nie wysyłał od kilkunastu do kilkudziesięciu aplikacji dziennie. Z dnia na dzień moje „wymagania” słabły, a ostatecznie wysyłałem aplikację nawet do  Makro, Tesco, Biedronki czy wszelkiego rodzaju call center. Nikt (prawie) nie oddzwaniał. Przez ponad dwa miesiące odezwano się do mnie łącznie 7 razy: raz z zaproszeniem na egzamin, trzy razy byłem na spotkaniu rekrutacyjnym i dwa na rozmowie rekrutacyjnej oraz dostałem dwa maile z odmową współpracy. Wiadomo, że rynek pracy teraz dla młodych ludzi jest bardzo nieprzyjazny. W najlepszym wypadku oferuje się osobom zaraz po studiach bezpłatny staż na 3 miesiące, a potem 1500 zł brutto na umowę zlecenie. Gdy 14 lutego otrzymałem telefon już po całym procesie rekrutacyjnym z ofertą pracy, odetchnąłem z ulgą. Chyba drugą myślą, jaka przeszła mi przez głowę, było to, że od tego dnia nie będę musiał poświęcać siły i czasu na bezsensowne wysyłanie aplikacji. Cudowne uczucie.

Znajomy stwierdził, że to wszystko wina złego zdjęcia w CV. Nie zgadzałem się, bo sam, z całym moim krytycznym podejściem do siebie i swoich zdjęć, uważam to zdjęcia za całkiem w porządku. Zrobione zostało przez przyjaciela iPhonem na szybko i specjalnie do CV. W białej koszuli, pod fioletowym krawatem i nawet z lekkim uśmiechem. Przyjaciel twierdzi, że zdjęcie musi pokazywać 60% profesjonalizmu i 40% luzu. Czy tam jakoś odwrotnie.

Uwaga praktyczna. Na rozmowach kwalifikacyjnych, o ile w ogóle do nich kiedykolwiek dochodzi, naprawdę sprawdzane jest to, czy w zainteresowaniach wpisało się prawdziwe hobby. I czasami trzeba bronić tego, że jakiś tam film z Kate Winslet dobrym filmem jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz