hipokryta, hipochondyk, hipopotam

blog Mihała to miejsce zwykłe

miejsc zwykłych jest dużo

piątek, 3 lutego 2012

村上春樹 Murakami Haruki


Pierwszą przeczytaną przeze mnie książką Murakamiego był zbiór zatytułowany „Wszystkie boże dzieci tańczą” zawierający sześć krótkich opowiadań odwołujących się do trzęsienie ziemi w Kobe z 1995 roku. Pochłonąłem to jednego dnia, a może nawet w dwie godziny. Potem sięgnąłem po dużo starszą „Przygodę z owcą”, a od tamtej pory to już nawet nie pamiętam kolejności i częstotliwości.  Śledziłem na bieżąco wszystkie polskie wydania książek tego japońskiego pisarza, a w ostatni wtorek moja jeden-dzień-starsza przyjaciółka kupiła mi w prezencie pozycję najnowszą. Trzeci tom powieści „1Q84”, na który czekałem prawie rok od przeczytania tomu drugiego, trafił w moją rękę. Tym samym mam w domu na półeczce wszystkie książki Harukiego wydane po polsku, które razem tworzą dość ciekawy kolorystycznie kolaż. Murakami pisze trzy rodzaje utworów: opowiadanka, książeczki i powieści. Te pierwsze są bardzo krótkie, wydawane są w zbiorach i czasami ewoluują w dłuższe powieści. Drugie funkcjonują jako osobne książki, ale takie do przeczytania jednym tchem. Te ostatnie natomiast to długie, skomplikowane, ale i poukładane, przemyślane i genialnie opowiedziane historie.

Moja fascynacja twórczością Murakamiego wynika z kilku rzeczy. Po pierwsze, jest to jednak twórca japoński i element zamiłowania do japońskich animacji lat 90. ubiegłego wieku odegrał u mnie rolę kluczową. Po drugie, należę do osób, które w przypadku, gdy je coś zainteresuje, chcą poznać zjawisko w całości. Stąd gdy mam ulubionego aktora, oglądam wszystkie z nim filmy, gdy mam ulubionego poetę, czytam wszystkie jego wiersze, a w przypadku ulubionego pisarza – wszystkiego jego książki. Po trzecie, Murakami to nie Coelho. Gdy byłem młodszy przeczytałem trzy książki Brazylijczyka: „Alchemika”, „Pielgrzyma” i „Weronika postanawia umrzeć”. Są dokładnie o tym samym. Młodzieńcza fascynacja szybko zmieniła się wręcz w obrzydzenie. Z Murakamim było inaczej. Każda kolejna książka powodowała wzrost lubienia (można tak w ogóle powiedzieć?). U Murakamiego uwielbiam sposób charakteryzowania postaci. Każda jest mocno indywidualna, ale jednocześnie bardzo prawdopodobna. Nawet postacie drugo- i trzecioplanowe są wspaniale opisane. Do tego elementy magicznego realizmu, wielowątkowość, trzymanie w napięciu i rewelacyjna narracja.

Ze wskazaniem ulubionej pozycji miałbym spory problem. Dużo osób (i sprzedaż) twierdzi, że „Norwegian Wood” to najlepsza powieść Murakamiego. Owszem jest to mocna książka, której elementy zawarte zostały wcześniej w dobrym opowiadaniu „Robaczek świętojański” z 1983 roku wydanym w Polsce w zbiorze „Ślepa wierzba i śpiąca kobieta”. Do tego powstał jeszcze długometrażowy film, którego nie widziałem, ale który ma raczej kiepskie recenzje. Naprawdę nie wiem która.

Na pewno zdecydowanie wolę dłuższe formy Japończyka. Te krótkie są za krótkie, by się nimi nacieszyć. Dłuższe, czytane przez więcej niż jeden dzień, zostawiają we mnie widoczniejszy ślad. I Murakamiego bardzo łatwo czyta się więcej niż raz.

3 komentarze:

  1. "Ze wskazaniem ulubionej pozycji miałbym spory problem"... jasne! :-P

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja pierwsza ksiazka Harukiego to "Norwegian wood", dlatego do niej mam najwiekszy sentyment :)
    #Bartek

    OdpowiedzUsuń