hipokryta, hipochondyk, hipopotam

blog Mihała to miejsce zwykłe

miejsc zwykłych jest dużo

wtorek, 21 lutego 2012

kochamy seriale volume II


Chyba najlepszym sposobem na zabicie czasu jest oglądanie seriali. Owszem, staram się też czytać książki, choć to bardziej w komunikacji miejskiej lub grać w gry, ale na to muszę mieć ochotę, gdyż gram w te same gry od 10 lat. Odkąd można całe serie oglądać za darmo online (pomijam na ile jest to legalne), stało się to popularne, modne i powszechne. Nie mam telewizora od jakiś 9 lat, tzn. w aktualnym akurat moim miejscu zamieszkania (pokoju) nie było działającego odbiornika telewizji od 9 lat. Nie pamiętam za bardzo czasów, gdy seriale oglądałem normalnie – to jest w systemie cotygodniowym. Jak byłem mały na pewno widziałem tak część „The X-files”, „Ally McBeal”, a jak już trochę starszy to dwie serie „Magdy M.” Nigdy nie zagłębiałem się w „Friends”, a „Dr. Quinn, Medicine Woman” nie zaliczam do seriali nowej generacji, bo w Polsce leciał w niedzielę rano.

Obejrzałem całe „Queer as folk” (amerykańskie), „True Blood”, „Heroes”, „Six feet under” i „Lost”, do tego dwie pierwsze serie brytyjskiego „Skins” i 6 serii „House M. D.”. Jestem na bieżąco w „Desperate Housewives” i „Glee”. Nie wiem, w jakie dokładnie dni pojawiają się nowe odcinki akurat tych dwóch produkcji, ale kilka razy dziennie zaglądam na zaprzyjaźniony serwis internetowy z serialami bez limitu i sprawdzam, czy pojawiły się już jakieś nowości. Z polskich tytułów całkiem na bieżąco byłem swego czasu z „Klanem”, „Złotopolskimi” i „M jak miłość”, ale teraz nie mam zielonego pojęcia, o co w nich chodzi i kto w nich gra. Oczywiście docierają do mnie informacje o śmierci Hanki, Rysia i randkach Maćka, ale to tylko innymi kanałami niż poprzez sam serial. Także jeżeli ktoś zapyta mnie o to, co robiłem przez ostatnie miesiące, odpowiem, że oglądałem seriale.

Takiego oglądania seriali tej nowej już generacji nauczyłem się na „Six feet under”. Pożyczyłem box z 5 seriami od zaprzyjaźnionej pary i przez kilka dni obejrzałem całość, a na ostatnim odcinku popłakałem się jak dziecko.

Największym minusem oglądania odcinek po odcinku przez cały dzień jest to, że potem naprawdę nie pamięta się, co i jak działo się w danej serii. Np. z „Gotowych na wszystko” mam ogólną wiedzą, co do tej pory wydarzyło się w serialu, ale o uporządkowaniu wydarzenia, wskazaniu postaci epizodycznych i tematów przewodnich poszczególnych odsłon produkcji mowy być już nie może.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz