hipokryta, hipochondyk, hipopotam

blog Mihała to miejsce zwykłe

miejsc zwykłych jest dużo

środa, 8 lutego 2012

golenie i strzyżenie


Jak w przypadku prac domowych lubię wszystkie, ale nienawidzę prasowania, tak w przypadku zabiegów pielęgnacyjnych lubię wszystkie, ale nienawidzę golenia się. Zawsze jest to ból, zawsze zajmuje mi to bardzo dużo czasu, zawsze kończy się krwią, płaczem, marnym efektem i złym humorem. Opracowałem już niemal całą strategię (nie)golenia się. Gdy dostaję na fejsbuku zaproszenie na urodziny/imprezę/spotkanie (zazwyczaj) z około dwutygodniowym wyprzedzeniem to pierwszą rzeczą o której myślę, jest właśnie data ogolenia się na odpowiednio długi czas do tego wydarzenia, by skóra się zagoiła, ale jednocześnie na tyle krótki, by zarost był jeszcze „dwudniowym”. Tak w ogóle to mówi się „dwudniowy” czy „trzydniowy” zarost? Pierwszy ma 13800 wyników wyszukiwania w googlach, a drugi tylko 12600. Po hiszpańsku używa się „barba de tres días”, czyli wynikałoby, że ta w Polsce mniej popularna forma dominuje na Półwyspie Iberyjskim. Wracając do wątku głównego, od kilku już lat unikam golenia się. Z reguły robię to raz na 10-14 dni i  wciąż cierpię podobnie. Nie pomaga to, że mam (drogą i dobrej marki) maszynkę elektryczną, bo okazała się bardzo kiepska. Nie pomagają żele, balsamy, pianki i maszynki z 17 ostrzami plus paskiem aloesowym. Nie pomogły też leki od pań dermatolożek (choć to akurat było wiadomo od początku). W pewnym momencie zacząłem nawet myśleć, że po prostu nie umiem się golić, bo mój ojciec nigdy mnie nie nauczył.

Bliska tematycznie jest kwestia fryzury. To zawsze był i jest dla mnie problem. Od kilku miesięcy raz na 21 dni chodzę do podblokowego fryzjera, który goli mi głowę na 3 mm. Jak chodzę we wtorek, promocyjnie płacę tylko 13 zł. Wczoraj był wtorek, poszedłem do pani Doroty i zaszalałem. Na 3 mm maszynką poprosiłem tylko boki i tył, a górę nożyczkami na długość palca. Taka to wielka odmiana. Wiem, że lepiej mi w krótkich włosach. Wyglądam młodziej i nie mam na głowie garnka. Mam to (nie)szczęście, że mam mocne, grube, gęste, ale nieposłuszne włosy, które rosną w takim kierunku, w jakim danego dnia mają ochotę. Jedynym produktem, z którym były skore do współpracy był krem gliniasto-wygłupiasty dziki mat od Welli. Naprawdę się tak nazywał, miał małe, zielonkowe opakowanie, ładnie pachniał i był bardzo chemiczny. Niestety został z niewiadomych przyczyn wycofany z produkcji. I jest to smutne. Włosów długich, dłuższych czy średnich mieć nie mogę i mieć nie będę.

I niesamowite jest to, jak nawet minimalna zmiana fryzury może poprawić nastrój. Sama wizyta u fryzjera, odświeżenie tego samego ścięcia, rewelacja! Choć nie lubię, gdy dotyka się mojej głowy. Pozwalam na to tylko bardzo bliskim osobom. Jak byłem nastolatkiem, miałem problemy z łupieżem i uraz został mi do dziś.

Przyznaję się, że gdy miałem ok. 15 lat, farbowałem włosy na rudo. Pomysł bardziej przyjaciółki niż mój. Teraz się tego wstydzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz