hipokryta, hipochondyk, hipopotam

blog Mihała to miejsce zwykłe

miejsc zwykłych jest dużo

niedziela, 12 lutego 2012

bliżej


„If you believe in love at first sight, you never stop looking”. Tak brzmi hasło mojego ulubionego filmu. „Closer” obejrzałem pierwszy raz przypadkiem. Mniej więcej 7 lat razem z moją jeden-dzień-starszą przyjaciółką odwiedziliśmy szczecińskie kino Helios. Bardzo spontanicznie poprosiliśmy o bilety na najbliższy seans. Okazał się być to właśnie pokaz „Bliżej”. I śmiało mogę powiedzieć, że ten film zrewolucjonizował moje życie. Ciężko mi nawet wytłumaczyć, co najbardziej mnie w nim urzekło. Scenariusz? Pomysł? Kreacje aktorskie? Oszczędność formy? Genialne dialogi? A może sposób w jaki na niego trafiłem? Jedno jest pewne: to dobry film. Przeniesiona do kina sztuka teatralna autorstwa Patricka Marbera (nominowanego do Oscara za scenariusz adaptowany do „Notes on a skandal” w 2007) w reżyserii Mike’a Nicholsa (zdobywcy Oscara za reżyserię „The Graduate” w 1968 oraz twórcy „Angels in America”) sprawiła, że inaczej zacząłem patrzeć na związki. Do tego rewelacyjna piosenka „The Blower's Daughter” Damiena Rice’a, który swego czasu był chłopakiem Renée Zellweger, pozostająca w głowie na długo po usłyszeniu. Wszystko to razem sprawia, że ten nominowany do 5 Złotych Globów i 2 Oscarów obraz od 2005 roku zajmuje numer 1 na liście najlepszych filmów, jakie w życiu widziałem.

Larry, Alice (Jane), Anna i Dan to praktycznie jedyne role filmu. Momentami sposób montażu przypomina formułę „Kasi i Tomka”. Pojawiają się inne osoby, ale bez twarzy, tyłem, słychać tylko ich głos lub są niewyróżniającym się tłem. Mocno obsadzona czwórka bohaterów robi w tym filmie wszystko: kocha, zdradza, nie kocha, cierpi, zadaje ból, ucieka, kłamie, jest szczera, idzie do łóżka, tworzy, krzyczy, rozwodzi się, puszcza się, zwycięża i ponosi klęskę. Tylko nikt nie umiera. Londyn jest świadkiem tego, jak ludzie nie potrafią być szczęśliwi, jak bardzo krzywdzą siebie i innych, jak nie mają pojęcia, czego naprawdę chcą, a po prostu działają. Szczególnie wyraziste są kreacje Natalie Portman i Clive’a Owena (oboje dostali Złote Globy i nominacje oscarowe), ale jak pisał jeden z recenzentów „jest to film, w którym nawet Julia Roberts nie przeszkadza”. Do tego przystojny Jude Law i mamy arcydzieło. I to takie, do którego bardzo często wracam, które wiele mnie nauczyło, które ma rewelacyjną scenę na seksczacie oraz które mimo wszystko nie jest filmem smutnym.

Najlepsze zdanie, jakie usłyszałem na temat „Closer” znalazło się w recenzji filmu w magazynie „Film”. Autor/autorka wymieniając powody, dla których warto obejrzeć dzieło Nicholsa, podaje chyba jako drugi, że „trzeba go zobaczyć, by przekonać się jak często bliżej oznacza dalej”.

Wśród swoich znajomych prowadzę politykę, że skoro się znamy to musisz obejrzeć „Closer”. Dopiero wtedy jest między nami możliwe głębsze porozumienie. W dodatku ciekawi mnie spojrzenie na ten film osób dla mnie ważnych. Zwłaszcza tych występujących w moim życiu w podobnych relacjach co bohaterowie dramatu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz