hipokryta, hipochondyk, hipopotam

blog Mihała to miejsce zwykłe

miejsc zwykłych jest dużo

wtorek, 14 lutego 2012

„miłość”


O miłości powiedziano już wszystko. Ale co to jest „miłość”? A co to jest „czas”? A kosmos ma koniec? A dlaczego serce ma kształt nieprzypominający oryginału? I tak bez końca. Każde zdanie na temat miłości jest i będzie banalne. Bo tak jak banalne jest wszystko co dotyczy walentynek, tak samo banalne jest ich bojkotowanie i negatywny do nich stosunek. Tylko że wciąż i bez końca wałkujemy ten sam temat. Dowód? Adele dostaje 6 nagród Grammy za album „21”, którego inspiracją, jak twierdzi sama wokalistka, był „rubbish relationship”. W kinach rekordy oglądalności biją beznadziejne komedie romantyczne, a reklama Milki karze nam mówić „kocham Cię”. Tylko czy warto to akurat dzisiaj usłyszeć? A może właśnie trzeba to dziś usłyszeć? Jak myślę o walentynkach mam przed oczami niemłode małżeństwo, w którym mąż wraca z pracy w korporacji, żona czeka z obiadem, a dzieci grają po szkole w gry komputerowe. I ten mąż pojawia się tego dnia w domu z kwiatami i czekoladkami, a w nocy uprawia z żoną seks (na ile miłość i seks są tym samym?). Dziwny to dzień, a jeszcze dodatkowo śmieszy fakt, że św. Walenty jest patronem osób psychicznie chorych. I trudno nie pomyśleć, że zakochani to osoby zachowujące się właśnie jak szaleńcy:  śpiewają piosenki, piszą poezję, wydają dużo pieniędzy, zabijają, są zaborczy, mszczą się, zdradzają, płaczą, poświęcają się i takie tam. A czy sens miłości nie tkwi w prostocie?

Walentynek nigdy specjalnie nie obchodziłem. Owszem, pamiętam, że jeszcze w szkole podstawowej koleżanki z klasy składały się i dostawałem prezent w postaci tajemniczego pakunku na szkolnej ławie, który pojawiał się tam podczas przerwy, a zawierał głównie słodycze i kosmetyki. Jakoś 3-4 lata temu dostałem pocztą walentynkę od siostry i przyjaciółki (jeszcze z piaskownicy), a 2 lata temu sam wysyłałem MMSy do znajomych z półnagim zdjęciem modela Kerry’ego Degmana i życzeniami szczerej miłości. Poprzednie walentynki były dla mnie pierwszy pełnym dniem w Polsce po powrocie z Madrytu, spędziłem go od 8:00 do 20:00 na uczelni załatwiając olbrzymią ilość spraw i prawie zamarzłem wracając nocą do przyjaciółki na Ursynów. Na dzisiejsze walentynki prezent już dostałem. Zadzwoniła do mnie pani, z którą miałem przyjemność wczoraj odbyć rozmowę kwalifikacyjną i zaproponowała mi pracę. Sama zaznaczyła, że dzwoni do mnie z prezentem walentynkowym, a ja go przyjąłem. Istnieje szansa, że od teraz ten dzień kojarzyć mi się będzie pozytywnie. Jeszcze wieczorem czeka mnie randka z pieczeniem pizzy w tle, zatem nie widzę niczego, czego mógłbym chcieć więcej.

Chyba w piątej klasie na zajęciach z wychowania do życia w rodzinie pani pedagog kazała nam na karteczce napisać odpowiedź na pytanie: „co to jest miłość?” Pamiętam do dziś, że napisałem „nie wiem”. I tej wersji trzymam się do teraz. Mam może trochę szerszy pogląd i więcej doświadczeń, ale raczej w zakresie czym miłość nie jest.

I wcale nie jest tak, że nie mam miłości. Mam, bo kocham swoją babcię i siostrę, kocham swoich przyjaciół, kocham „Sailor Moon”, Jake’a Gyllenhaala, Kate Winslet, książki Murakamiego, dobrą kawę, swojego laptopa, Portugalię, język hiszpański, jeść cukinię i oglądać filmy w kinie. Tylko problem jest jeden. Większość tych podmiotów nie kocha mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz