hipokryta, hipochondyk, hipopotam

blog Mihała to miejsce zwykłe

miejsc zwykłych jest dużo

niedziela, 15 stycznia 2012

pokaż mi swój język


Co i jak mówię/piszę zawsze było dla mnie ważne. W 98% przypadków używam polskich znaków (podobno e-etykieta zabrania?). Formy: Ty, Cię, Ciebie, Wy, Was zawsze zaczynam wielką literą. Wręcz uwielbiam używać rzeczowników w wołaczu, może dlatego, że nazywa się podobnie jak ja. Błędy ortograficzne mnie denerwują. Jasne, sam mistrzem ortografii nie jestem, ale gdy dostaję na portalu społecznościowym wiadomość od nieznanej osoby, która robi błąd w wyrazie „każdy” lub „pójść”, nie odpisuję. Jestem wtedy bardzo oceniający, jest to silniejsze ode mnie i wiele ujmuje nadawcy w odbiorze. Opanowanie języka w stopniu zaawansowanym pozwala się nim wspaniale bawić. W moim mieszkaniu nie do końca się mówi po polsku. To raczej taki specyficzny dialekt złożony z tekstów kabaretowych, angielskich gagów z seriali, niemieckich półsłówek, francuskiego radia, bezpośredniego słownictwa seksualnego i tego powszechnie uznawanego za wulgarne. Dla kogoś ze zewnątrz bardzo trudno to wszystko zrozumieć, a posługiwanie się raczej nie wchodzi w grę.

Od kilku lat dość pedantycznie zwracam uwagę na szczególną grupę słów, wyrażeń, przysłów. Mianowicie takich, które muszę zmienić ze względu na to, że nie mam ręki. Za czasów grono.net mój nagłówek brzmiał „jedna ręka nie klaszcze”, które to wzięło się od identycznie brzmiącego tytułu dobrej czeskiej komedii. Potem doszło, że trzymam kciuka, a nie kciuki. Ostatnio uświadomiłem sobie, że nie mogę powiedzieć, że „nie przyjdę z pustymi rękami” i mówię „nie przyjdę z pustą ręką”. Moim ulubionym jednak jest to wypowiadane w moim towarzystwie przez inne osoby, które są przekonane, że wiedzą jak to jest, że „bez czegoś to jak bez ręki”. Pada tekst, ja się śmieję, chwila refleksji i przeprosiny nadawcy, ja się nadal śmieję. Po prostu wiem jak to jest i z reguły mówię, że się zgadzam, bo „been there, done that”. I naprawdę mnie to śmieszy, następnym razem nie przepraszać, śmiać się ze mną!

Jestem tez wielkim fanem kopiowania do języka polskiego angielskiego formułowania przymiotników poprzez pisanie kilku wyrazów po myślniku jak six-year-old, takie-nie-wiadomo-co lub ten-którego-imienia-nie-można-wymawiać.

Posługiwanie się ze zrozumieniem takim specyficznym dialektem świadczy o wysokim stopniu poznania i lubienia się. Bo jak wytłumaczyć, że można w małym gronie przyjaciół co kilka minut rzucać "z kiełbasami" lub "nie ma utopii" i zawsze wywołuje to śmiech lub powtórzenie tekstu przez kogoś innego?

2 komentarze:

  1. MorphinePrincess18 stycznia 2012 11:58

    Andrzeeeju, rety, rety, jeju!

    Świetnie czyta się Twojego bloga. Styl pisania taki, jaki lubię, może dlatego przebrnąłem przez niego tak szybko, jak supreme thunder.

    OdpowiedzUsuń