hipokryta, hipochondyk, hipopotam

blog Mihała to miejsce zwykłe

miejsc zwykłych jest dużo

poniedziałek, 23 stycznia 2012

czy musi być zima?


Mało kto lubi zimę. Może narciarze, skoczkowie plus fani, nie wiem, Justyna Kowalczyk pewnie lubi zimę. Ja jej nie lubię, tzn. zimy, bo Justyna mi nie przeszkadza. Nie wiem nawet czy bardziej nie lubię zimy czy lata. I na myśli mam takie polskie, miejskie, dokładniej warszawskie, wersje brudnej zimy i za ciepłego, betonowego lata. Na lekcjach historii uczono nas o wędrówkach i osiedlaniu się ludów po przejściu z koczowniczego trybu życia. I jak się grzecznie pytam: kto, dlaczego i jak zdecydował  się zamieszkać w takim klimacie? Mnóstwo jest takich miejsc na naszej planecie, które zwyczajnie się do zamieszkania nie nadają, a jednak ludzie decydowali się pozostać w śniegu, bez słońca, obok wulkanów, na pustyniach. Nie rozumiem. A teraz jeszcze należy dodać efekty cieplarniane, trzęsienia ziemi, huragany, powodzie i nam się geografia znowu miesza do polityki. 

I będę tu typowym marudą, ale nienawidzę, gdy jest za ciepło i nienawidzę, gdy jest za zimno. Choć jednak w zimie najbardziej przeszkadza mi brak naturalnego światła, o tyle latem upał jest wszechogarniający i ograniczający. Chyba generalnie łatwiej jest sobie poradzić i zrobić coś z faktem, że jest nam za zimno niż, gdy jest nam za ciepło.  Lubię wiosenne słońce, lubię wiatr, nawet deszcz od czasu do czasu mi nie przeszkadza, a najlepsza temperatura to taka na długie spodnie i bluzę z długim rękawem, ale już bez kurtki, bo oczywiście najlepsze ubrania właśnie mam na te dwa momenty roku – połowę wiosny i końcówkę lata. Mimo wszystko wciąż odczuwam różnicę między Szczecinem a Warszawą. Na północnym zachodzie, prawie nad morzem, zawsze miałem chłodniejsze lata i cieplejsze zimy niż tu na Mazowszu. Rok temu praktycznie całą zimę przezimowałem w Madrycie, co też pomogło, a  w tym roku na szczęście jest bardzo ciepło.

Śmieszy mnie, że w TVN24 ze względu na sponsorów „Białej Jazdy” prowadzący muszą zarzekać się, że zima jest wspaniała, wszyscy czekają na odpowiednią grubość pokrywy śnieżnej, a im mniej narciarzy na stokach tym lepiej, chociaż w hotelach i gospodach to już nie.

Nigdy nie zapomnę zeszłorocznego powrotu z Hiszpanii. 12 lutego 2011 byłem jeszcze w Kadyksie, gdzie było 27 stopni, a 13 wróciłem do Warszawy, gdzie było -18 i o 21:00 wysiadłem z samolotu na płycie lotniska Chopina w samej bluzie. Takie katastroficzne wspomnienia zostają z człowiekiem na zawsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz