hipokryta, hipochondyk, hipopotam

blog Mihała to miejsce zwykłe

miejsc zwykłych jest dużo

niedziela, 22 stycznia 2012

Jacob Benjamin Jake Gyllenhaal volume II


Każdego roku dokładnie 19 grudnia nastraja mnie bardzo optymistycznie. Tego dnia bowiem świętuję urodziny Gyllenhaala. Ten amerykański aktor o dziwnym nazwisku od kilku ładnych już lat sytuuje się w pierwszej trójce mężczyzn mojego życia. Gdy w 2001 obejrzałem po raz pierwszy „Donniego Darko”, wiedziałem, że ten blady, wychudzony dwudziestolatek z brzydką fryzurą będzie mi bliski na długi czas. Rok po roku oglądałem nowe filmy obserwując jak z małolata zmienia się w hollywoodzkiego amanta o boskim ciele i pięknym uśmiechu. Trudno mi jednoznacznie ocenić, który film Jake’a jest najlepszy. Teoretycznie za rolę Jacka Twista w „Brokeback Mountain” otrzymał najwięcej nominacji i nagród, a dzięki całej otoczce filmu zyskał najwięcej sławy. Przyznaję, że byłem na tym filmie w kinie dwa razy i dwa razy płakałem. Na swoje osiemnaste urodziny sam w prezencie kupiłem sobie oscarową ścieżkę dźwiękową autorstwa Gustavo Santaolalla, który rok później dostał drugiego Oscara za muzykę do filmu „Babel”. Przeczytałem opowiadanie Annie Proulx, na podstawie którego napisano ten oscarowy scenariusz. Sięgnąłem po inne jej książki i muszę przyznać, że chociaż pisze głównie o farmerskim i cowboyskim życie Amerykanów z lat 60.,70. XX wieku, jej narracja i formy opisu są genialne.

Oczywiście lubię bardzo te filmy, gdzie jest dużo krótko ściętego i napakowanego Jake’a shirtless. Zaczynając od „Jarhead” z 2005 w każdym swoim filmie Gyllenhaal pokazuje się bez koszulki. I trudno się dziwić, że kochają go ładne, sławne i bogate kobiety oraz geje. Do tego nie wstydzi się swojej owłosione klaty i nie goli jej, no może poza paroma wyjątkami, ale za miliony dolarów gaży można poświęcić nie tylko włosy z klaty. Naturalnie szczytem szczytów nagiego Jake’a w kinie pozostaje „Love and other drugs”, gdzie po raz drugi spotkał się z Anne Hathaway na planie filmowym i gdzie widziałem jedno z najpiękniejszych wyznań miłości w życiu, właśnie w wykonaniu filmowego Jamiego. Staram się mieć wszystkie filmy Gyllenhaala w oryginalnych wersjach, a w moim pokoju wiszą plakaty z trzech jego filmów. Naprawdę uważam go za wybitnego aktora, a siebie za wiernego fana.

I chyba jest to dobre miejsce, by podziękować warszawskiemu ZTM, że system wydawania WKM pozwala mi cieszyć się kartą miejską ze zdjęciem z najnowszego filmu Jake’a Gyllenhaala!

A na drugim roku studiów przedmiot Współczesne Systemy Informacyjne zaliczyłem dzięki napisaniu plotkarskiej strony internetowej w całości poświęconej Jake’owi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz