hipokryta, hipochondyk, hipopotam

blog Mihała to miejsce zwykłe

miejsc zwykłych jest dużo

niedziela, 11 marca 2012

(dez)integracja


Nie tylko nie lubię słowa „integracja”, nie lubię samej integracji. Zawsze miałem z tym jakiś problem. Zabawy integracyjne uważam za amerykańskie głupoty, na studiach unikałem jak tylko mogłem wszelkich organizowanych przez samorząd imprez czy pozajęciowych piw. Ciągle słyszę tylko o integracji europejskiej, integracji osób niepełnosprawnych, obozach integracyjnych i innych podobnych sposobach, by na siłę tworzyć więzi. Tylko po co? Widzę to bardzo sztucznym. Zgodzę się, że lepiej pracuje się czy ogólniej funkcjonuje w towarzystwie osób, które się zna i/lub z którymi ma się coś wspólnego, ale czy z czasem nie zadzieje się to samo? Po co mam poznawać i integrować się ze wszystkimi, skoro tak czy siak bliższe/lepsze/trwalsze znajomości nawiążę tylko z garstką.

Po pierwszym tygodniu pracy zostałem zaproszony na domową imprezę swojej sekcji do mieszkania jednej z nowopoznanych koleżanek i jej męża pod Warszawą. Zaczęło się o 18:00, wszyscy stawili się dość punktualnie, wywiązali się z zadania przygotowania czegoś pysznego do jedzenia i przebrali w dresy, kolorowe frotki i dużo złotej biżuterii. Przy dźwiękach disco polo i techno oraz w towarzystwie wielu bardzo dresiarskich powiedzeń wszyscy dość szybko i mocno się upili. Tego wieczoru nie piłem, w ogóle ostatnio praktycznie nie piję, stąd mój stopień wczucia się w klimat był bliski zeru. Ok. 22:00, gdy zbierałem się na jeszcze dzienny autobus do Warszawy z grona osób pijących kilka już wymiękło, odpadło, wyszło lub umarło. Przez cały wieczór jednym z tematów było żartowanie z pedałów. Ok, wiem że ze wszystkiego można pożartować i trzeba do wielu rzeczy w życiu podchodzić z dystansem, ale jednocześnie wszystko ma granice. Brak alkoholu we krwi oraz brak delikatności u imprezujących wywołały we mnie poczucie dyskomfortu. Wracając do domu z dwiema koleżankami nasłuchałem się jeszcze o kiepskich zarobkach i braku awansów, także humor miałem dość niski. I zupełnie mi przeszła ochota na dalszą integrację poprzez imprezy czy wyjazdy. 

O ile dość otwarcie podchodzę do kwestii coming outu w pracy, nie miałem ani chęci, ani siły, by w trakcie tej imprezy uciąć żarty poprzez powiedzenie, że może wśród nas jest ktoś, kogo mogą takie słowa niemiło dotykać. Lub że jestem to ja. Z czasem wszyscy i tak się wszystkiego dowiedzą, choć to już nie będzie moje zmartwienie.

Przez ponad dwa tygodnie szkoleń zdecydowanie lepiej poznałem i polubiłem osoby, z którymi się szkolę. I zaczynam żałować, że od 21 marca będę siedział i pracował w swoim zespole, podczas, gdy prawie wszyscy pozostali będą siedzieć razem po drugiej stronie openspejsa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz