hipokryta, hipochondyk, hipopotam

blog Mihała to miejsce zwykłe

miejsc zwykłych jest dużo

sobota, 2 czerwca 2012

po prostu równość


Parada Równości 2012 przeszła ulicami Warszawy. Pierwszy raz od czterech lata bez mojego udziału. Z powodu obowiązków służbowych (uwielbiam to sformułowanie) nie mogłem wziąć udziału w marszu, który przez ostatnie lata postrzegałem jako wspaniałą okazję do zabawy. Bo Parada to nie walka, to właśnie zabawa. Ile w roku jest okazji do tańca na środku Marszałkowskiej bez konsekwencji finansowych? Kolorowe święto LGBTQ jest największą manifestacją pokojową w Polsce i na całe szczęścia z roku na rok traci swój kontrowersyjny charakter. Może z racji tego, że w moim mieszkaniu od dwóch lat jest mały sztab dowodzenia organizatorów Parady, a może dlatego, że dzięki updatom JP wiem dużo więcej, niż przeciętny uczestnik, naprawdę zdaję sobie sprawę, jak wiele rzeczy trzeba wykonać, by kilka tysięcy osób przez 2-3 godziny mogło spokojnie, w zorganizowany sposób i zgodnie z prawem przejść przez centrum stolicy. Z różnych źródeł słyszałem, że w tym roku Parada jest jakaś taka niezauważalna, małorozreklamowana i niewiadoma. Ja z przyczyn wspomnianych powyżej naturalnie miałem jej po dziurki w nosie, nawet przy założeniu, że nie wziąłem w niej czynnego udziału. Bo bierny wziąłem – przeszła pod moim hasłem. A zarzut, że się o niej mniej mówi jest i dobry, i zły.  

Zły – bo marketingowo to niedobrze, że o czymś się nie mówi. Mniej osób ma aktualne informacje, mniej osób przyjdzie, mniej wie, po co przyjdzie, a ci, którzy przychodzą, by coś wywalczyć, cierpią na sile przebicia z postulatami. Dobry – bo to oznacza, że Parada się już wpisała w kalendarz warszawskich imprez, ludzie do niej przywykli, a media nie widzą w niej już sensacji. Chodzę w Paradzie, bo chcę. Nieszczególnie zależy mi na jakiś konkretnych postulatach, nie za bardzo wierzę też, że Parada w jakiś znaczny sposób mogłaby spowodować, że któryś z postulatów środowisk LGBTQ przybliżyłby się do swojej realizacji w Polsce. Idę, bo jest zabawa, bo są znajomi, bo jest impreza, głośna muzyka, bo innym (często moim bliskim) zależy np. na związkach partnerskich czy na zaostrzeniu kar za bicie psów. Rok temu byłem w swojej autorskiej koszulce „tak, nie mam ręki” (pamiętam, że pan z punktu ksero, który nadrukowywał napis, był bardzo ładny), za rok i za pięć (o ile nie będę miał obowiązków służbowych) też w niej pójdę, bo też planuję wtedy nie mieć ręki i nadal być niepełnosprawnym pedałem – powodów do dyskryminacji Ci u mnie dostatek.

„Po prostu równość” miało być oczywiste, bezpośrednie i krótkie. Od równości wszystko zależy i wszystko się na niej opiera. Gdy będzie respektowana równość, będzie wszystko inne. Szkoda, że Parada nie miewa tak mocnych haseł jak np. Manifa.

A od Parady i JP uczmy się mówić „whatever”.

1 komentarz: