hipokryta, hipochondyk, hipopotam

blog Mihała to miejsce zwykłe

miejsc zwykłych jest dużo

niedziela, 24 czerwca 2012

mirror, mirror on the wall


Bardzo długo w ogóle nie zwracałem uwagi na sygnały reklamujące „Królewnę Śnieżkę i Łowcę”. Widziałem plakat, wyskoczył mi banner, ale jakoś tylko sobie pomyślałem: „o nie, nawet takiego klasyka popsują!?”. Potem poszedłem do kina na „Avengersów” i zobaczyłem trailer. Uwielbiam ten stan, gdy zwiastun powoduje u mnie dreszcze. A zajęcie się zwiastunami filmowymi i ich tworzenie byłoby chyba moją najbardziej wymarzoną pracą, więc wielce ucieszyłem się, gdy okazało się, że zapowiedź Śnieżki jest wybitna. Współcześnie bardzo często zdarza się, że dobra zapowiedź wyprzedza niekoniecznie dobry film, natomiast w przypadku Śnieżki pomyślałem, że wybitna zapowiedź musi zwiastować minimum dobry film. Od razu postanowiłem, że do kina obejrzeć nową wersję kultowej bajki pójdę na pewno, a przed wizytą w kinie trailer widziałem na jutubie jakieś 60 razy. Pojawiły się recenzje, przyszła premiera, minął pierwszy tydzień i wybrałem się z przyjacielem do Atlantica.

Miałem wrażenie, że film trwa trzy dni. Momentami przypomina „Władcę Pierścieni”, momentami nudzi, aktorzy zbyt kojarzą się ze swoimi innymi rolami, bo gdy widziałem na ekranie bladą Kristen Stewart, miałem wrażenie, że zaraz wypuści kły, natomiast gdy pojawiał się piękny Chris Hemsworth miałem powtórkę z Avengersów i Thora. Przyznaję, Charlize Theron była, jest i będzie wybitna, ale nie ratuje filmu, o ile w zapowiedzi wygląda to na rolę życia, o tyle w filmie wychodzi na jaw, że zła królowa jest po prostu zimna, zła i piękna. Zdjęcia są ładne, efekty również, sanktuarium magiczne, genialnie zrealizowane zwierciadło, klimat alternatywnego średniowiecza, sceny walki, które nie męczą. Tylko że pół filmu czeka się na krasnali, na których ktoś miał naprawdę dobry pomysł i którzy wprowadzają do filmu element humoru, a potem to już jest patetycznie i oczywiście. W jakimś tam sensie usłyszeć znowu na wielkim ekranie kultowe teksty kina o włosach czarnych jak heban, ustach czerwonych jak róża, cerze białej jak śnieg czy mirror, mirror on the wall powoduje, że robię się sentymentalny, ale jednak niezachwycony. 

Disneyowska wersja bajki z 1937(!) roku chyba już na zawsze pozostanie kultowa, a wykreowany wtedy wizerunek Śnieżki będzie pojawiał nam się zawsze, gdy z zamkniętymi oczami powiemy sobie w myślach tytuł. I dobrze.

Na filmie się wynudziłem, ale zobaczyłem zapowiedź nowego Spidermana. I szczerze się boję. Nie do końca rozumiem co, jak i dlaczego. No ale aktor jest ładniejszy od poprzedniego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz