hipokryta, hipochondyk, hipopotam

blog Mihała to miejsce zwykłe

miejsc zwykłych jest dużo

niedziela, 1 lipca 2012

zielony


Pierwszego lipca podjąłem i ogłosiłem decyzję o przejściu na wegetarianizm. O ile odzew na początku był raczej niewielki i chyba większość albo nie zauważyła, albo uznała to za żart, o tyle teraz z każdej strony słyszę pytanie o przyczynę. A powodu jednego nie ma. Otóż nic się nie stało, a sama zmiana była spontaniczna. Nie wynika z poglądów religijnych, nie wywołał jej czuły film o zwierzątkach, nie mam zamiaru być teraz ani hipsterem, ani hipisem, ani eko. W pewnym sensie napisanie głośno „jestem wegetarianinem”  było tylko uznaniem stanu faktycznego. Oszacowałem, że przez pierwsze sześć miesięcy 2012 mięso jadłem mniej więcej raz w tygodniu – albo u kogoś, albo w pizzy. Nigdy nie kierowałem się w życiu zasadą, że obiad bez mięsa nie jest obiadem (choć zgadzam się z zasadą, że zupa to nie jedzenie). Dodatkowo nie umiem przygotowywać mięsa, nie stać mnie na dobre mięso, a pierś z kurczaka mi się znudziła. Nie będę wnikał w to, ile jest mięsa w parówce, czy szynka na pizzy to mięso czy papier oraz ile kosztuje karkówka w Kerfurze. Nic do jedzenia mięsa i zabijania zwierząt nie mam, nie będę nikogo przekonywał, że wegetarianizm jest czymś lepszym lub gorszym. Mi po prostu pasuje.

Część znajomych twierdzi, że się nabawię anemii i że zgłupiałem, i się wykończę. Tylko że bez wegediety i tak jestem przeblady, nie mam energii, mimo że wyniki krwi mam w porządku. Niby dobrze się odżywiam (wystarczy do wszystkie dodawać otręby, a już każdy mówi: „ooo, jak zdrowo się odżywiasz”), a i tak cały czas coś jest z moją siłą, chęcią i wyglądem nie tak. Może właśnie dobrze zbilansowana dieta wegetariańska mi pomoże? Dlaczego nie spróbować? Być może i z pryszczami się poprawi (sam nie wierzę w to zdanie). Bardzo lubię wszystkie warzywa i owoce, uwielbiam produkty sojowe, mleczne, zbożowe, jajka, makarony, ryż, kasze, naleśniki. Przeżyję, dokładnie tak samo jak do tej pory. I obiecuję, że nie zacznę biegać boso po łąkach.

Jeszcze nie ustaliłem co z rybami. Muszę pojechać do Ikei. Tylko tam zdarzało mi się jeść rybę. Dopóki nie odwiedzę szwedzkiego przybytku, nie ma sensu się dookreślać.

Uwielbiam ten okres roku, gdy cukinia kosztuje 1,99 zł. Mogę codziennie jeść zielone.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz