hipokryta, hipochondyk, hipopotam

blog Mihała to miejsce zwykłe

miejsc zwykłych jest dużo

sobota, 7 lipca 2012

Agnieszka Roma Radwańska


O Radwańskiej blo chciałem napisać już dawno. I tak chyba ze trzy razy odkładałem pisanie z różnych powodów, których już nie pamiętam. Gdy doszła do finału Wimbledonu 2012 postanowiłem w końcu skutecznie podjąć temat fenomenu Agnieszki ze swojej mało profesjonalnej perspektywy. Bo geje raczej lubią tenis kobiecy. I nawet, gdy w niego nie grają, nie znają zasad i są na bakier ze sportem, coś ich w tej dyscyplinie interesuje. Męskie rozgrywki mniej, choć oczywiście w pewnym stopniu też i to co najmniej z powodów estetycznych. Same zasady gry poznałem całkiem niedawno i są według mnie dość dziwne. Ładne stroje, wielkie pieniądze, turnieje na całym świecie – to nie jest sport dla biednych ludzi. Tenis to też nie gra narodowa. Nie do końca jest tak, że Radwańska reprezentuje Polskę. Pomijam już to, czy Kraków powinien czy nie powinien korzystać na Radwańskiej oraz fakt, że Radwańska mimo że chce, nie może trenować w rodzinnym mieście, do którego przywiązanie dość często manifestuje, a które zwyczajnie nie ma kortów odpowiednich. Polskie realia i potem wielkie zdziwienie, że brak nam udanych sportowców.

Agnieszka stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych polskich postaci na świecie. W sumie to kto z żyjących jest równie znany? Wałęsa, Kowalczyk, Kubica, Małysz? Nie pamiętam dokładnie, kiedy zwróciłem na nią uwagę, może jakieś 2-3 lata temu nazwisko sióstr Radwańskich rzuciło mi się w oczy na gazecie.pl, po tym jak Aga pokonała zaskakująco Szarapową czy inną wielką rakietę świata. Z miesiąca na miesiąc rosła w siłę, zbierała punkty i dolary. Od jakiegoś roku trwa boom Radwańskiej, a od kilku miesięcy jest ona jedną z najlepszych-najlepszych. I ciężko odmówić jej ciężkiej pracy. Nie obchodzi mnie, z kim trenuje, czy tata na nią krzyczy, czy nie krzyczy, czy dogaduje się z siostrą, czy woli z nią nie grać. Jest po prostu rewelacyjna. Wygrywa, przegrywa, nie wstydzi się Jezusa, kupuje drogie torebki i strzela fochy – i co w tym złego? Raz dochodzi do finału wielkiego turnieju, raz odpada w pierwszej rundzie, a i tak jest megautalentowana i sprytna, do tego bogata i naprawdę wzbudza u mnie wzruszenie swoimi sukcesami.

Jest trochę taka jak ja. Ze względu, że jest dwa lata młodsza, nie pisze, że ja jestem taki jak ona. Gdy jej wychodzi, wszyscy ją chwalą, ona się uśmiecha, bije od niej optymizmem. Gdy się nie udaje, denerwuje się, obraża, nie chce z nikim rozmawiać. To takie jej, to takie moje, to takie polskie.

Tylko raz w życiu grałem w tenisa. W pierwszej klasie gimnazjum na obozie szkolnym w Mielnie. Nie wiem, jak to możliwe, że tak ciężką rakietą udaje się tak mocno i długo odbijać piłkę. Nic dziwnego, że tyle płacą za turnieje.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz