hipokryta, hipochondyk, hipopotam

blog Mihała to miejsce zwykłe

miejsc zwykłych jest dużo

piątek, 27 lipca 2012

Londyn też miał trochę Euro 2012



Pierwszą Olimpiadą, którą pamiętam, była ta w Atlancie w 1996. Miałem 9 lat, nieszczególnie interesowały mnie medale, ale oglądałem już wiadomości, więc informacje o naszych (nie)osiągnięciach docierały do mnie codziennie. No i oczywiście piosenka Edyta Górniak „To Atlanta”, będąca mistrzowskim popisem wokalnym, też była mi znana z powodu igrzysk. Jak to już zaznaczyłem przy okazji Euro, naprawdę lubię duże imprezy sportowe. Niosą ze sobą duży ładunek emocjonalny, ekonomiczny, tożsamościowy. Olimpiada jako największe wydarzenie sportowe globu jest czasem optymistów. Przyświecają jej idee pokoju, jedności, współpracy, a furorę w sieci robią zdjęcia obejmujących się medalistów z USA i Iranu. Tylko to trochę takie zakłamane, bo te idee są piękne, ale w praktyce podzielane przez raczej wąskie grono i w bardzo określonym czasie. Trudno się jednak nie zgodzić, że wszystko to razem może być ładne, PR-cudowne i w połączeniu z obrazkami płaczących medalistów przy hymnie narodowym – wręcz wzruszające.

Te londyńskie igrzyska towarzyszyły mi przez ponad dwa tygodnie w wersji online. Pewnie gdybym miał telewizor, spędziłbym przed nim całe zawody oglądając relacje z najdziwniejszych dyscyplin sportowych, o których nigdy wcześniej nie słyszałem. I mimo że nie przeżywałem takiej fascynacji jak Atenami czy Pekinem, trzymałem kciuka za ważne polskie momenty i swoje ulubione konkurencje. Siatkówka, tenis i pływanie, do tego może jakieś biegi, rzuty i ogólnie ta bardziej lekkoatletyczna część zabawy – to lubię. Śledziłem też losy niepełnosprawnych uczestników igrzysk, którzy sprawdzają się w obu wersjach imprezy. Natalia niemająca ręki w podobny sposób co ja i Oscar na węglanowych nogach stanowią sensację. Z jednej strony świetna sprawa, pokazują jacy są zdeterminowani, odważni, pracowici, potwierdzając sobą ideę równości, z drugiej natomiast powodują pytania, o to czy aby na pewno to zgodne z zasadami fair play. Ja sam nie wiem. Patrzenie na nich jako na takich samych jak pełnosprawni jest fałszywe. Oni nie są tacy sami. To trochę jak z kampaniami gejowskimi, które na celu miały pokazać społeczeństwu, że jesteśmy „tacy jak Wy”. Sęk w tym, że nie jesteśmy i nie będziemy. Z niepełnosprawnymi podobnie, o ile jestem cały „za” ich startami w nieparaigrzyskach, o tyle nie podpisuję się pod uzasadnianiem tego faktem, że są tacy sami jak sprawni fizycznie sportowcy.

Tak, tak, zdjęcia pływaków, skoczków, zawodników piłki wodnej mogę oglądać w kółko.

A tak już czepiając się bardzo idei równości, zabawne jest to, jak bardzo ignoruje się paraolimpiadę. Czasem mam wręcz wrażenie, że gdyby jej nie było, mało kto by zauważył. I mimo że Polacy z tej wersji igrzysk przywożą więcej medali, mało kto z nas może nazwać choć jednego medalistę. Ja też nie umiem.

1 komentarz:

  1. Paraolimpiada, SZCZEGOLNIE ta w polskiej (pozal sie Boze) wersji, wypada rzeczywiscie tak bardziej okrutnie a siermieznie. Tym bardziej w swietle naszej pozycji w klasyfikacji generalnej.

    OdpowiedzUsuń