hipokryta, hipochondyk, hipopotam

blog Mihała to miejsce zwykłe

miejsc zwykłych jest dużo

czwartek, 9 sierpnia 2012

powroty, upadki i powstania Batmana



Batman nigdy nie był bohaterem, którego jakoś specjalnie lubiłem. W dzieciństwie oglądając w telewizji teraz już stare wersje filmowe, miałem cały czas poczucie, że są za ciemne, nic nie widać, przez co miałem problemy ze zrozumieniem fabuły, a do tego jeszcze uzasadniałem to słabością twórców, którzy w ciemności obrazu chcieli ukryć niedociągnięcia filmu lub niemożności techniczne. Nie wiedziałem wtedy jeszcze, że te filmy takie są specjalnie. Bo Batman to bohater pozytywny, ale mroczny. I „mroczny” można traktować tu jako słowo klucz, a wręcz synonim „Batmana”, bo przecież nowe wersje filmu właśnie „mroczny” mają w tytułach. Drugie słowo klucz to „rycerz”, bo Batman to rycerz Gotham City. Nie jest nadprzyrodzony, a ludzki i śmiertelny, ma swoje lęki, kieruje się honorem, broni niewinnych, nie zgadza się na anarchię, jest megawaleczny, czuwa, by zło nie przeważyło równowagi na swoją korzyść, nie czeka na zyski, a do tego ma tysiące gadżetów, których nie ma nikt inny i miliony dolarów.

Na ostatnią(?) odsłonę Mrocznego Rycerza wybrałem się z przyjaciółmi w czwartek późnym wieczorem. I teraz już wiem, że nie jest to dobry termin na trzygodzinny film. Zmęczenie dało w kość i utrudniło odbiór. Za dużo dobrego też na temat tego filmu wcześniej widziałem, czytałem, słyszałem, a gdy zetknąłem się z recenzją, w której autor napisał, że na nowym Batmanie popłakał się dwa razy – raz ze smutku, a raz z czystej młodzieńczej fanowskiej fascynacji komiksem i światem superboahterów – pomyślałem, że to musi być dzieło wybitne. Nowy obraz Nolana podobał mi się, ma mnóstwo mocnych stron, natomiast mnie nie powalił, już chyba druga część zrobiła na mnie większe wrażenie. Naprawdę rozumiem, że można było się zmęczyć i/lub znudzić na tym filmie. Trzy godziny z reklamami to dużo, nawet dla zapaleńców. Mój przyjaciel wyszedł z kina zniesmaczony i rozczarowany, co przy nieznajomości poprzednich części, czwartkowym terminie i długości filmu, który jakoś specjalnie akcją napchany nie jest, byłem w stanie całkowicie zaakceptować. Aby dobrze zrozumieć część trzecią, trzeba zobaczyć pierwszą i dobrze jest dla ciągłości zobaczyć też drugą. Do tego jakaś podstawowa znajomość losów Bruce’a Wayne’a również ułatwia docenienia tego obrazu.

Wielu zarzucało kiepskość postaci granej przez Anne Hathaway, a mnie się ona bardzo podobała. Była rozluźniaczem napięcia, odrobiną humoru, oczywiście wątkiem miłosnym, no i te kopnięcia w szpilkach!

Mam nadzieję, że czwartej części nie będzie. Trylogia to sprawdzona formuła i tej wersji Nolan powinien się trzymać. Fabuła zamyka się w ładną całość, jednak zostawiona na końcu furtka może zaowocować nową opowieścią o losach nowej postaci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz