hipokryta, hipochondyk, hipopotam

blog Mihała to miejsce zwykłe

miejsc zwykłych jest dużo

niedziela, 17 czerwca 2012

o krzyku


Bardzo nie lubię krzyku. To dla mnie taka forma mentalnego bicia. Bo gdy ktoś krzyczy jest zdenerwowany, zrozpaczony lub pijany, no ewentualnie szczęśliwy. Tak jak bicie dzieci czy bicie w ogóle ma grono przeciwników, tak w moim przypadku już krzyczenie na druga osobę wywołuje bunt. Psycholog powiedziałby pewnie, że gdy ktoś krzyczy to tak naprawdę pokazuje w tym momencie swoją słabość, bo fakt braku argumentów w dyskusji próbuje przykryć podniesionym tonem. Dla mnie to zwykła i niesprawiedliwa strata energii. O ile nie trafimy na osobę łatwo się podporządkowującą, nasz krzyk nie pozostawi po sobie nic prócz niesmaku. I to nawet nie chodzi tylko o jakieś konkretne sytuacje. Krzyczy mama, krzyczy chłopak, krzyczy kierowca autobusu, krzyczy klient, krzyczy przełożony i krzyczy pijany dres spotkany o 1 w nocy na Placu Narutowicza. I cała filozofia skupia się w odpowiedniej reakcji. Można się podporządkować, można przejść na drugą stronę ulicy, można odpyskować, można zbić wyjącego przemiłym podejściem i niepokazaniem po sobie, że cokolwiek w sposobie jego mówienia się zmieniło (to moje ulubione) lub po prostu zamilknąć.

Ostatnio zauważyłem, że poziom stresu w życiu osiągnął u mnie to stadium, gdy ciężko opanować mi reakcję w sytuacji, gdy ktoś podnosi na mnie głos. I nawet, gdy robi to ktoś, kto mnie nie widzi, a jedynie rozmawia ze mną przez telefon, podnosi mi się niebezpiecznie ciśnienie. W tym miejscu należy pozdrowić niestety-przez-trzy-tygodnie-lipca-zamknięty basen. Tak samo stresuje mnie, gdy jestem świadkiem kłótni. Jakoś nieszczęśliwie złożyło się, że dwie czy trzy znajome pary ostatnio nie wytrzymały i zaczęły się przy mnie na siebie unosić. Nie chodzi o to, że może nie wypada robić tego w towarzystwie kogoś trzeciego, bo nie mi ocenić co wypada, a co nie wypada, a kodeks moralny to ja mam raczej pisany w jakimś niezrozumiałym dla języku. Chodzi o to, że się wtedy boję. Wiele razy byłem świadkiem kłótni rodziców, wiele słyszałem krzyków, wiele niezręcznych, niebezpiecznych i męczących sytuacji. Dlatego, gdy chcąc-nie-chcąc znajdę się w sytuacji, gdy decybele wędrują w górę, nie wiem, jak mam się zachować i siedzę cicho ze spuszczoną głową lub ewentualnie proszę, aby przestano się kłócić.

Nawet gdy idę ulicą i jest głośno od tego, że po prostu jednocześnie wiele źródeł generuje dźwięk, a usłyszę coś minimalnie głośniejszego, zwraca to moją zaniepokojoną uwagę.

Winny jestem chyba wyjaśnienie, że powyższe nie oznacza, że mi się krzyczeć nie zdarza. Oczywiście krzyczę, ale nie jestem z tego nigdy dumny. A śpiewanie się nie liczy, bo nie umiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz