hipokryta, hipochondyk, hipopotam

blog Mihała to miejsce zwykłe

miejsc zwykłych jest dużo

sobota, 16 czerwca 2012

Mihał sam w domu


Ponad tydzień spędziłem sam w domu. Kilka razy w roku zdarza się, że JP jedzie na święta, na wakacje lub na konferencję. Od czasu do czasu to zdrowo „rozstać się” i odpocząć od siebie, ale jakoś ostatnio doszedłem do wniosku, że bardziej nie lubię, niż lubię być w domu sam. Mimo wszystko łatwiej spędza się czas, gdy jest się do kogo odezwać lub gdy chociaż słyszy się odgłosy życia drugiej osoby za ścianą (w tym miejscu pozdrawiam literę „o” na klawiaturze JP). Może gdybym miał telewizor, nie byłoby problemu, ale jak wiadomo od kilku lat telewizora nie mamy. Zostaje laptop i ja. Z innej strony miło jest mieć 100% wpływ na czystość w domu, użycie naczyń, otwarcie okien i szereg innych rzeczy, które trzeba dzielić ze współlokatorami. Podkreślam, że nigdy nie chodzę po domu nago, nie śpię też nago, więc fakt, że jestem sam, nie ma wpływu na noszone przeze mnie ubranie.

Nie jestem typem, który podczas nieobecności domowników organizuje imprezy, w sumie to oprócz swoich urodzin, nie organizuję żadnych imprez, tych organizowanych przez JP wystarczy, by obdzielić kilka osób. Tak samo nie sądzę, by zamieszkanie samemu było dla mniej jakimś rozwiązaniem. Nie lubię zasypiać w pustym domu. Nie dlatego że się boję, po prostu odczuwam niepokój, gdy nikogo nie ma. Miałem tak zawsze, nawet w dzieciństwie przy całym bagażu złych emocji i relacji z rodzicami, wolałem, gdy byli jednak w domu. Nie ukrywam, że gdzieś jakaś cząstka mnie chciałaby zamieszkać już tak dorosło z kimś na stałe, ale obecnie, ale i zaraz-po-obecnie nie bardzo są na to jakieś perspektywy. Tak samo ze zmianą mieszkania, co jakiś czas myślę o tym intensywnie, ale prawda jest taka, że bardzo mi wygodnie w obecnej sytuacji i nie robię nic konkretnego, by znaleźć nowe lokum. Przeszkadza mi, że są imprezy, że płacę więcej i trochę po sześciu latach chcę zmiany dla zmiany, ale przyznając wprost nic się nie zmieni, bo de facto jest dobrze.

Zauważyłem, że jak nie ma JP w domu wydaję mniej pieniędzy i mniej jem. To pewnie zasługa niepicia alkoholu i niezamawiania pizzy.

I naprawdę zapraszam do siebie, szczególnie gdy jestem sam. Nasze mieszkanie ma to do siebie, że jest otwarte i przyjazne gościom, choć mało ich przychodzi do mnie, JP na pewno nie narzeka.

2 komentarze:

  1. Morphine Princess6 lipca 2012 13:00

    Odwiedzę Cię 20 sierpnia po południu, co Ty na to? :)

    OdpowiedzUsuń