hipokryta, hipochondyk, hipopotam

blog Mihała to miejsce zwykłe

miejsc zwykłych jest dużo

czwartek, 3 maja 2012

majówka


Majówka była w tym roku bardzo urodzajna (i nie padał śnieg). Nie trzeba było się wiele starać i wyginać, by mieć 9 dni wolnych z rzędu. Z jednej strony majówka jest lepsza niż Wielkanoc czy BN, bo nie jest rodzinna, z drugiej jest gorsza, bo bywa w Polsce za gorąca. Ogólnie maj to taki miesiąc, kiedy mamy i dni z upałem, i takie z przymrozkami. Więc chodzę z katarem i zawsze kurtką w plecaku. Za to że pracowałem w Wielkanoc, dostałem wolną majówkę. Choć de facto musiałem do pracy iść w poniedziałek 30 i w piątek 4, więc w żadną stronę 1-3 nie zazębiły mi się z sobotą i niedzielą. Trudno się mówi i pracuje się ciężko. Z racji, że mam jeszcze okres próbny, postanowiłem się nie wychylać i nie kłócić. Grzecznie poszedłem do pracy, zrobiłem swoje, a z niemoich rzeczy mało się w te dni działo. A tak więcej to siedziałem w domu. Tak naprawdę i na maksa siedziałem w domu. Żadne imprezy, może małe spotkania z przyjaciółmi i krótkie zakupy. Brak funduszy już któryś rok z rzędu uniemożliwił jakikolwiek wyjazd majówkowy, a w tym roku planowane wyskoczenie na imprezę do Łodzi pokrzyżowało 100 zł wydane na leki, gdy po świętach leżałem chory. Dodatkowo, sporo znajomych standardowo wyskoczyło na majówkowe wyjazdy zaplanowane kilka miesięcy temu. To zapewniło pustą Warszawę, a taką ją uwielbiam. Zerowe tłoki w autobusach, zerowe korki, wszystko na czas, dużo mniej telefonów od klientów w pracy, sąsiadów mniej, więc można z muzyką poszaleć i jeszcze sporo ładnych turystów z zagranicy na mieście.

Majówkę widzę byle jaką. Nigdy nie rozumiałem po co ona jest. Jasne, cieszyłem się w szkole czy na studiach, że mamy tyle wolnego i że z reguły w drugim semestrze roku akademickiego wypadały z planów mniej więcej 4 piątki, a nawet 5. Tylko tak teraz pomyślałem, że skoro Wielkanoc była 2 tygodnie temu, potem właśnie 9 dni majówki, miesiąc po niej weekend bożocielny, na studiach do tego jeszcze Juwenalia też wolne od zajęć, nie za dużo? Tylko ja nie wiem, co my tak świętujemy. Niby ok, 1 maja Święto Pracy, 2 maja Dzień Flagi, 3 maja Konstytucji 3 maja, ale mam to gdzieś. O ile święta kościelno-rodzinne wzbudzają jakieś mniej lub bardziej pozytywne emocje, o tyle te święta kojarzą się tylko z labą, wyjazdami, klimatycznym już latem i kombinowaniem o jak najdłuższe wolne. 1 maja sobie lewacy pokrzyczą, 2 i 3 prezydent będzie gawędził na Pl. Zamkowym albo na TVP o tym, jakim ważnym symbolem jest biel z czerwienią i jakim ważnym wydarzeniem było ogłoszenie Konstytucji 3 maja. Zgodzę się, jest i było, tylko że mamy to gdzieś. Teraz z tych faktów najbardziej cieszy nas ten, że mamy wolne od pracy, a z jakich powodów? Było na historii w szkole, zdane na sprawdzianie czy maturze i tyle. I podobnie było z walką o wolne w Święto Trzech Króli, argumenty argumentami, liczy się, że wolny dzień wolny gratis.

A może majówka jest właśnie w maju, bo czerwcówka brzmi głupio?

I nazwa mi się tak miło kojarzy z malinówką i wiśniówką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz