hipokryta, hipochondyk, hipopotam

blog Mihała to miejsce zwykłe

miejsc zwykłych jest dużo

niedziela, 20 maja 2012

no men policy


Rzadko blo używam w celach manifestacyjnych. Może powinienem postulować o nienoszenie skarpet i sandałów jednocześnie lub aby ładni hetero chłopcy nie wypychali kieszeni na tyłkach portfelami i nie niszczyli sobie ładnych nóg wysoko noszonymi skarpetami, ale nie do tego blo jest. Manifestować jako tako mogę to, co sam zamierzam, postanawiam, wdrażam (uwielbiam to słowo) i co dotyczy mnie. Jak będę miał czytelnictwo na poziomie kilku tysięcy wejść dziennie, pomyślę o jakiejś kampanii społecznej. Tak czy inaczej tytuł wpisu nie wziął się z sufitu. Wziął się z kilkunastu długich wieczorów analiz SWAT i przemyśleń o mnie, związkach, gejach, priorytetach, doświadczeniach, syndromie trzy-miesięcznych-relacji i obserwacji relacji bliskich i dalszych znajomych. Jeden, krótki i prosty wniosek – chcę być sam, a może nawet bardziej i lepiej -  będę sam. Bo chcenie bycia z kimś, możliwość bycia z kimś i bycie z kimś to trzy bardzo różne stany. Tak, chcę być z kimś. Nie, nie mogę być z kimś. Nie, nie będę z kimś. Sprawa raczej prosta. Nie umiem podać ram czasowych i geograficznych, ale jestem pewny, że tak teraz trzeba. Nie mam ochoty przeżywać po raz kolejny tego, co kręci się w moim życiu od prawie dwóch miesięcy. Rok 2011, który praktycznie w całości byłem sam, abstrahując od problemów z szukaniem pracy i depresją, było nieciotodramatycznogenny. I to było dobre.

Usunąłem profile w społecznościowo-randkowo-seksowych portalach gejowskich. Na imprezach w klubach, gdzie mógłbym poznać potencjalnego chłopaka, nie bywam. Gdy poznaję nowych gejów na imprezach u znajomych już gejów, są sparowani, niezainteresowani lub jestem dla nich, jak to mam w zwyczaju, niemiły i potem mnie wyzywają od chamskich, wyuzdanych i tak dalej. Zwyczajnie się do związku nie nadaję. Nie w tej chwili, nie na tym etapie, nie z taką plamą na mózgu, nie przy moim stanie zdrowia, portfela i poziomie samooceny. Dopóki kilku rzeczy w sobie nie zmienię, nie mam co marzyć o trwałej relacji z drugim gejem, a bez seksu żyć można (been there, done that). Więc teraz głośno i wyraźnie zaznaczam: no men policy! Aż do odwołania, śmierci lub zakochania pod znakiem gromu z jasnego nieba*.

I nie, to nie jest wina P. Ani nie jest to wina moich sparowanych przyjaciół i znajomych, ani tych, co wytykali mi trzymiesięczność. Nie jest to wina, jest to kalkulacja, wniosek, proces i skutek.

*Powyższy manifest nie obowiązuje w przypadku, gdy do moich drzwi zapuka Jake Gyllenhaal.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz