hipokryta, hipochondyk, hipopotam

blog Mihała to miejsce zwykłe

miejsc zwykłych jest dużo

niedziela, 6 maja 2012

trzy-miesięczna-relacja


Zaraz przed majem spotkałem się po pracy ze swoim byłym-byłym-byłym-byłym i jego obecnym chłopakiem.  Śmiało mogę powiedzieć, że jesteśmy teraz kolegami. Spotykamy się raz na kilka tygodni, praktycznie zawsze z okazji biforu lub urodzin. Wypiliśmy kawę, dostałem przepiękny prezent (jeszcze) urodzinowy – obraz z Sailor Moon i materiałową torbę z Sailor Moon. Bardzo to odpowiednie, trafione, ładne i osobiste i jestem szczerze wdzięczny. Jakoś w trakcie spotkania rozmowa nawiązała do sytuacji sprzed 3 lat, gdy w tym samym centrum handlowym, w tej samej kawiarni siedziałem ja, kolega (obecny chłopak mojego byłego-byłego-byłego-byłego) i mój były-były-były, a wówczas obecny. [Chyba powinienem wprowadzić system numeryczny…] I wtedy kolega (nie-były) stwierdził coś w stylu, że jestem szybki, 3 miesiące i z głowy. Mniejsza o słowa, ale sens był taki, że wszelkie moje relacje z facetami zamykają się w magicznym okresie 3 miesięcy. On miał rację, mi zrobiło się przykro. Dokładnie tydzień później spotkałem się z trzema przyjaciółkami z okazji urodzin jednej z nich. Inna jedna z nich nie wiedziała, że rozstałem się z P. i była tym faktem dość zaskoczona, na co inna (już ta trzecia z nich) skwitowała, że to przecież normalne i ja to zawsze mam takie trzy-mięsięczne-relacje. I znowu, one się śmiały, a mi się zrobiło przykro.

Takie są fakty. Miałem 5 (pięć) relacji zwanych wtedy i z perspektywy czasu związkami. Wszystkie zakończyły się po mniej więcej 2-3 (dwóch-trzech) miesiącach i nie z mojej inicjatywy. I ciężko nie nabrać było podejrzeń, że problem z przekroczeniem tej magicznej granicy siedzi gdzieś we mnie. Z jednej strony logiczne wywody doprowadzały do tego wniosku, z drugiej brak pewności siebie, by zwalić winę na drugą stronę, z trzeciej fakt, że lepiej czuję się jako ten gorszy. I właśnie z braku takiego podejścia w pierwszej kolejności wyniknęły wszystkie moje ostatnie problemy z poradzeniem sobie z rozstaniem z P. Minął już sporo ponad miesiąc, a ja nie umiem odnaleźć się w nowej sytuacji. Dziś wydaje mi się, że nie potrafię, bo próbowałem przyjąć inne perspektywy. Dopiero ostatni weekend pozwolił mi po staremu podejść do tego, co działo się między grudniem a marcem. I zgodzę się, że spędzenie weekendu w domu, alienacja od ludzi i brak chęci do wyjścia są uderzeniami w depresyjne tony, ale to jest właśnie mój najlepszy sposób na poradzenie sobie z takimi sytuacjami. Za kilka dni mi przejdzie. Za kilka dni nabiorę siły, by spojrzeć w lustro. Za kilka dni zacznę znowu oddychać.

Bardzo trudno pisze się o ludziach bez używania imion/ksywek. Dość łatwo zgubić logikę wypowiedzi.

I wyprzedzając fakty, wcale nie jestem w żaden sposób zły na osoby, które wywołały smutek swoimi uwagami o moich związkach. Miały i mają rację.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz