hipokryta, hipochondyk, hipopotam

blog Mihała to miejsce zwykłe

miejsc zwykłych jest dużo

niedziela, 17 lutego 2013

datę swojego pogrzebu też wpiszę w kalendarz


Gdyby nie uporządkowanie i organizacja czasu, umarłbym już dawno temu. Na wszystkich rozmowach kwalifikacyjnych, które przebyłem w życiu, na pytanie o moje mocne strony w pierwszej kolejności wymieniałem zorganizowanie, zaplanowanie i dyscyplinę czasową. Ostatnio odkryłem, że jestem lepiej zaplanowany niż serwis jakdojade.pl, bo znalazłem lepszą i szybszą drogę z Dworca Wileńskiego na Dickensa niż ta sugerowana jako optymalna. O znaczeniu kalendarza Google w moim życiu pisałem już nie raz. Odkąd mam nowego smartfona, dostęp i podręczność tego narzędzia często ratują mi skórę i ułatwiają poruszanie się po własnym życiu. Gdyby nie pewne małe powtarzalne każdego dnia czynności, nie udawałoby się mi realizować wszystkiego, co na dany dzień jest w planie. Bo jak jednocześnie studiować dziennie, pracować na etat w Wołominie, chodzić na basen 2-3 razy w tygodniu, raz w tygodniu dorabiać sprzątając mieszkanie, chodzić do kina jak porąbany i utrzymywać bliskie relacje z niemałym gronem przyjaciół. Poza tym nikt za mnie nie zrobi zakupów, prania, nie sprzątnie pokoju i nie przeczyta wszystkich tekstów na zajęcia. To wszystko to jednocześnie przekleństwo, bo czuję ogromne zmęczenie, obciążenie i zombieję w oczach, ale i błogosławieństwo, bo czas szybko leci, znajduję jakoś jednak czas na wszystko i w końcu czuję realizujący się.

Takie życie bez spontaniczności wiąże się  z wyrzeczeniami. Nie bardzo mogę wyskoczyć na piwo czy kawę za pół godziny. W zasadzie nie chodzę na imprezy. Uprzedzam lojalnie wszystkich zainteresowanych moim widokiem, że umówienie się ze mną na spotkanie bez odpowiedniego wyprzedzenia nie ma szans. Po miesiącu od rozpoczęcia nowej pracy już poczułem pierwszą falę pretensji, że nie ma dla kogoś czasu. Owszem, dla osób, które nie szanują mojego czasu i chcą się spotkać tego samego dnia, w którym o tym mówią, bo akurat mają wolny wieczór, nie mam. Nic nie poradzę. Każdego dnia poza pracą i uniwersytetem mam jakąś dodatkową aktywność. Kolacja, kawa, kino, basen, randka, zakupy, urodziny… w domu tylko śpię. Organizm powoli przyzwyczaja się do wstawania o 5:30 i spania po 6 godzin. W weekend bardzo pilnuję, by z piątku na sobotę i z soboty na niedzielę spać 8. Biologiczna dyscyplina i tak sama budzi mnie maksymalnie o 7. Niesamowite jest też to, jak bardzo doceniam i wykorzystuję teraz weekendy. Praca diametralnie zmienia poczucie i rozumienie czasu.

Chętnie też udostępniam swój kalendarz Google, więc jeżeli ktoś ma życzenie dostępu do mojego planu tygodnia, by móc zaplanować ewentualne randewu ze mną, zapraszam.

Oraz powinien być w Warszawie jakiś całodobowy basen, na który mógłbym chodzić np. o 5 rano lub o 23. Bo zakładam, że zmieszczenie wszystkiego w dobie jest możliwe. Tylko niekoniecznie Warszawa ze mną w tym współpracuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz