hipokryta, hipochondyk, hipopotam

blog Mihała to miejsce zwykłe

miejsc zwykłych jest dużo

niedziela, 21 kwietnia 2013

Hobbes miał rację


11 września 2001 roku miałem 14 lat i byłem w drugiej klasie gimnazjum. Pamiętam, że wróciłem ze szkoły, zjadłem i od razu zabrałem się do nauki. Siedziałem przy biurku tyłem do włączonego telewizora, gdy jednym uchem usłyszałem o ataku na WTC. I się zaczęło… przez tydzień w szkole mówiliśmy tylko o terroryzmie. Większość nauczycieli czuła, że musi z nami o tym porozmawiać i opowiedzieć o odwiecznej walce dobra ze złem. Zupełnie podobnie było po śmierci Jana Pawła II czy podczas występów polskiej drużyny piłki nożnej na mundialu w Japonii i Korei Pd. - połowa lekcji się wtedy nie odbywała, a społeczeństwo ogarnął jakiś taki dziwny stan histeryczno-sparaliżowany. Jeszcze był zamach w Madrycie, w Londynie, w Norwegii, a w tym tygodniu doszedł i Boston. Czuję się wręcz bombardowany newsami na temat zamachów, bomb, ofiar, podejrzeń, pościgów, rakiet, strzałów w szkołach… i lekko to po mnie spływa. Mam poczucie, że po wszystkich to spływa. A przynajmniej po tych, z którymi mam bezpośredni kontakt. Rzadko oglądam telewizję, ale jak już uda mi się u kogoś obejrzeć „wiadomości”, mam wrażenie, że to niemal kronika wojenna i jeszcze do tego spis zgonów, wypadków, katastrof. W sumie nie dziwi mnie, że taki Boston już nie porusza. Z jednej strony media zamęczają czerwonymi „breaking news” wyolbrzymionymi do granic możliwości. Z drugiej natura ludzka nie jest w stanie reagować na całe zło i zwyczajnie wycofuje się ze „współodczuwania”, gdy znowu ktoś kogoś wysadza w powietrze. A z trzeciej minimalnie chyba istnieje w Polsce przekonanie, że terroryzm nas trochę nie dotyczy. No chyba, że ktoś wierzy w zamach smoleński.

Czy kogoś dziwi jeszcze w ogóle zło wyrządzane przez ludzi? Czytam o martwych dzieciach trzymanych w lodówce, gwałconych dziewczynkach w Indiach, zamachowcach samobójcach na Bliskim Wschodzie, psychopatach z bronią i co? Hobbes miał rację. Zawsze się z nim zgadzałem, że ludzie są z natury źli. I o ile często terroryzmu nie da się wyjaśnić czy uzasadnić, o tyle łatwo jest to wszystko podsumować zwalając na niezdefiniowane zło tkwiące w jednostkach. Mam takie momenty, że jadę metrem/pociągiem i  wyobrażam sobie zamach. Bo przecież o to w nich chodzi – często tylko o to. By ot tak, nagle, niespodziewanie, niewinnie, niemal przypadkiem akurat tutaj i wtedy wysadzić coś, a najlepiej i kogoś, w powietrze. Jebut i koniec. Temat na kilka dni. Wytłumaczyć, nie wytłumaczą (bo nie mogą), ale opowiadać, pokazywać, wałkować będą bez przerwy.

A moja babcia twierdzi, że na zdjęciach z zarostem wyglądam jak gruziński terrorysta. Co jest w sumie bardzo śmieszne. Ale jak mnie kiedyś nie wpuszczą do USA za moje zdjęcie w paszporcie, śmiać się nie będę.

To nie jest tak, że tragedia ludzka mnie nie rusza. Zdaję sobie sprawę, że za wielkimi atakami o podłożu politycznym stoją minitragedie rodzinne. Tylko to męczące jest. Niemyślenie, niemówienie, nieczytanie o tym jest łatwiejsze. Cieszmy się, póki ktoś nie wysadzi nas w naszej ulubionej kawiarni.

1 komentarz:

  1. świat taki już jest. To media kreują rzeczywistość. Człowiek jest człowiekiem i nim pozostanie. Te zbiorowe histerie po wstrząsających wydarzeniach np. śmierć JPII to tylko chwila uniesienia masy ludzkiej, która gdzieś w głębi pragnie dobra i wzajemnego wsparcia.

    OdpowiedzUsuń