hipokryta, hipochondyk, hipopotam

blog Mihała to miejsce zwykłe

miejsc zwykłych jest dużo

sobota, 12 stycznia 2013

zużycie materiału


W poprzednim blo wspomniałem o wnioskach szczecińskich. W czasie czterodniowej sielanki u babci miałem dużo czasu, by jeść, spać i układać myśli w głowie. To miało raczej taki charakter porządkowy i regeneracyjny. Wiem, że za dużo myślę i starałem się pilnować, by nie popaść w przesadne urefleksyjnianie. O ile konkretne cele na 2013 miałem ustalone już dość dawno, o tyle jedna mniej namacalna rzecz wykrystalizowała się w Szczecinie. Od ponad pół roku „katowałem się” przeświadczeniem, że jestem udręką dla swojego otoczenia. Że moja depresja jest dla innych męcząco. Albo z racji bycia już nudną, powtarzalną, oklepaną lub też z powodu niemocy mi pomożenia. I to było dla mnie całkowicie oczywiste i zrozumiałe. Tylko tak chodząc po Szczecinie w deszczu, pod wiatr i ponad 500 km od mojej codzienności, uświadomiłem sobie prostą zależność. Ja też jestem zmęczony. Lub ogólniej, ja też mam prawo być zmęczony. Docierały do mnie elementy układanek, ciotodram, chcianych i niechcianych newsów. O ile rozumiem, bo w końcu jest częścią swojego półświatka, o tyle pchnęło mnie to ku stwierdzeniu, że Warszawa mnie zmęczyła, że zmęczyły mnie układy, niektóre znajomości,  że zużył się materiał. Przez cały 2012 rok fizycznie poza Warszawą byłem jedną noc (Zielonkę czy Piaseczno wliczam do Warszawy dla uproszczenia), to symboliczne minięcie granicy miasta dużo dla mnie znaczy. Zdrowo jest raz na jakiś czas zupełnie zmienić otoczenie – od budynków po ludzkie twarze. I ten wyjazd do babci mi to pokazał.

Przebłyski tej myśli miałem jeszcze przed świętami. Gdy obwieściłem na fejbuku, że znalazłem pracę, nastąpiła fala lajków i pochlebnych komentarzy. Dostałem jednak wiadomość prywatną, która mnie mocno zaskoczyła. Znajomy napisał mi, że zdaje sobie sprawę, że słabo się znamy, ale chciałby wiedzieć, gdzie dostałem pracę. Grzecznie odpisałem. A on stwierdził, że widzi, że to poważana sprawa, a to że tak długo nie miałem zajęcia i pisałem o tym głośno, sprawiało mu swego rodzaju przyjemność. Domyślam się, że chodziło o wspólnotę losów czy pocieszanie się, że ktoś ma równie źle lub gorzej, ale nie wnikałem w szczegóły. Jeszcze gdzie indziej, pod którymś moim depresyjnogennym statusem, który, jak to często bywało, zebrał kilka lajków osób, które lubią, gdy jest mi źle, niewinna duszyczka odezwała się i stanęła w „mojej obronie”. To wtedy pomyślałem po raz pierwszy, że też jestem już zużytym materiałem.

W relacjach z innymi brakuje mi rezolutności. Z racji różnych czynników jak długi, mój niski status majątkowy, moja niepełnosprawność, moja charakterologiczna skłonność do ulegania i bycia zależnym rzadko głośno stawiam na swoim. Mam plan i nadzieję, że 2013 to zmieni. Że ja to zmienię.

I nie piszę tego w złej wierze. To raczej pierwszy krok owej rezolutności właśnie. Zwykłe nazwanie zjawiska mającego przecież miejsce, to pierwsza próba oswojenia.

1 komentarz: