hipokryta, hipochondyk, hipopotam

blog Mihała to miejsce zwykłe

miejsc zwykłych jest dużo

niedziela, 28 lipca 2013

zukuri


Naoglądałem się już dużo filmów o superbohaterach. Zdecydowana większość z nich to reprezentanci drogiego, bo drogiego, ale jednak kina klasy B. Do X-Menów mam słabość z racji oglądanej bajki na Fox Kids w dzieciństwie. Niedawna trylogia i zaraz po niej puszczony „first class” były w porządku, ale nie powalały. Geneza Wolverine’a wyjaśniła i wprowadziła w historię jednego z najbardziej znanych, lubianych i ciekawych członków składu Xaviera. Nie ukrywam, że nastawiłem się wymagająco przed obejrzeniem najnowszego dzieła z wytwórni Marvela. Dwie największe stajnie superherosów w USA: Marvel i DC Comics toczą odwieczną wojnę o prym. Osobiście bliżej mi do Marvela – Spiderman jest one and only, X-Meni, Iron Man, nawet Hulk. W zeszłym roku zwycięstwo w kinie odnieśli Avengersi, w tym nie do przebicia jest nowy Superman, jednak nie uważam, że Wolverine pozostaje w tym starciu bez szans. „Wolverine” nie jest zwykłym mordobiciem, a jednocześnie nie sili się na wielki uduchowiony dramat na poziomie „Człowieka ze stali”. Ok – Logan walczy z duchami przeszłości, ucieka, ma wizje, a nawet sen we śnie, ale tylko raz podczas całego filmu miałem poczucie znużenia. Zaraz po seansie stwierdziłem, że film mi się podoba, a na drugi dzień to już byłem bliski zachwytu.

Jeżeli lubisz Tokio czy szerzej kulturę Japonii, a jednocześnie Twoja wiedza nie wykracza poza przekaz masowy i stereotypy – ubawisz się jak małe dziecko. Są neony, dziwne przejścia dla pieszych, love motele, superszybkie pociągi, technologia jutra, świątynie i kimona, tradycyjny sposób „zarządzania rodziną”, yakuza, japoński kompleks broni jądrowej i przegranej wojny, spanie na podłodze, domy z papieru i wyglądające na surowe jedzenie. Film ten ku mojemu zaskoczeniu praktycznie cały dzieje się w Japonii i grają w nim prawdziwi Japończycy. Wisienką niezaprzeczalną jest będący kwintesencją męskości Jackman. Przystojny, zbudowany jak bóg, śmieszny, waleczny, niebezpieczny Australijczyk jest idealny do tej roli. Obraz nie męczy odrealnionymi pojedynkami, a to miła odmiana po kilku nawalankach w podobnych filmach. Scena ze strzałami na sznurkach jest wręcz piękna. I jak przy każdym filmie Marvela – polecam zostać do-prawie-końca napisów.

Jedynie motyw walki na jadącej japońskiej torpedzie jest trochę przesadzony. Pojedynek Dra Octopusa ze Spidermanem na pociągu metra to arcydzieło. Tutaj było już momentami wręcz komicznie.

A gdy Loganowi obcinali szpony, aż mi się słabo zrobiło. Bardzo nie lubię pozbawiania „kończyn”. Oj bardzo.


1 komentarz: