hipokryta, hipochondyk, hipopotam

blog Mihała to miejsce zwykłe

miejsc zwykłych jest dużo

sobota, 1 czerwca 2013

warszawa pogodno


Jak pada śnieg i termometry pokazują -15 stopni, jest źle. Jak jest parno, duszno, słonecznie i plus 30, jeszcze gorzej. To w jaki sposób ludzie reagują na pogodę dowodzi, że dogodzić nie sposób. Gdy aura przybiera którąś ze skrajnych postaci – zima zła, upał, burza – fejbuk szaleje. Jedni narzekają, gdy w Warszawie robi się Syberia, drudzy narzekają, gdy mamy tu Saharę, trzeci gdy jedno i drugie, a czwarta grupa pisze, że wkurza się, że jedynkom, dwójkom i trójkom nigdy nie można dogodzić, bo czy za zimno, czy za ciepło, im zawsze źle. I pomyśleć, ile mniej interakcji by było, gdyby nie było pogody, albo gdyby nie można było o niej rozmawiać wcale. O ile jestem bliski zgodzenia się, że klimat w Polsce jest kiepski, o tyle nie odmówię mu, że jest ciekawy. Sam bardziej utożsamiam się z tymi, co to nie przepadają za upałami, ale nie wynika to z nielubienia słońca. To raczej słońce nie lubi mnie, bo jego moce opalające omijają mnie szerokim cieniem. Mógłbym leżeć cały dzień, a nie zrobię się nawet czerwony. Moja antypatia dla upałów wynika z faktu, że bardzo źle się wtedy czuję. Nadmiernie się pocę bez względu na to, jak lekko się ubiorę, mam częściej swoje bóle głowy, klimatyzacja mi bardziej przeszkadza niż pomaga. Staram się stosować większość zasad na upał – dużo wody, lekkie jedzenie, orzeźwianie się przez zwilżanie twarzy, okulary, nawet nakrycie głowy. Nie jestem gruby, nie raz już badałem hormony tarczycy, ciśnienie mam w normie, ale gdy temperatura przekroczy ledwie 25 stopni, czuję się jak wrak. 

Wracam ostatnio z pracy. Na stacji kolejowej spotykam koleżankę z zespołu obok. Zauważyła mnie, nie wypada nie podejść. I złapałem się na tym, że zagadałem, jaka beznadziejna ostatnio pogoda. Jedziemy do pracy rano i jest zimno, trzeba wręcz założyć kurtkę. Gdy wracamy – już upalnie. Albo rano pada, a popołudniu upał. A często zupełnie odwrotnie. I tak stoimy na tej stacji uprawiając smoltok, aż każde z nas wsiadło w pociąg w przeciwną stronę. I znowu – jak nie wiesz jak lub nie masz o czym, narzekaj na pogodę – druga strona albo się z Tobą zgodzi i będziecie razem narzekać, albo będzie z tej drugiej strony barykady i interakcja pobudzi się przez małe starcie o aurę. Zawsze działa.

W narzekaniu na pogodę najlepsze jest to, że to nawet ja wiem, że to nic nie da. To jakby narzekać, że Ziemia jest za blisko czy tam za daleko Słońca. Jedyne możliwe wyjście to zmiana miejsca zamieszkania na inny klimat – jedni do Portugalii, inni do Norwegii.

Sobie i sobie podobnym życzę jako takiego przetrwania lipca i sierpnia. Prognozy wskazują raczej na chłodne lato. Trzymam kciuka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz