hipokryta, hipochondyk, hipopotam

blog Mihała to miejsce zwykłe

miejsc zwykłych jest dużo

niedziela, 11 listopada 2012

jedenasty jedenasty


Przyznam się szczerze, że nigdy nie przywiązywałem większej wagi do świętowania dnia niepodległości, a postawa patriotyczna (w jakimkolwiek sensie) nie wydawała mi się interesująca. Swoją polskość rozpatruję w kategoriach obywatelstwa i wynikających z tego praw i obowiązków. Nie umiem do końca wytłumaczyć, jak rozumiem „polskość”, nawet „patriotyzm” sprawia mi nie małą trudność. Pewny jestem jednego, wydarzenia 11 listopada 2011 roku (tak, 2011) mnie zaniepokoiły. Pokazały wiele konfliktów, wiele problemów, podziałów, emocji, frustracji, może i głupoty, a na pewno rozpaczy. Były akcje policji i prokuratury, liczne komentarze publicystów, polityków, ale w gruncie rzeczy tamten dzień ukazał wielowymiarowość społeczeństwa, narzędzi manifestacji myślenia i jednocześnie był świętem demokracji, jak i jej pewnego rodzaju upadkiem. Minął rok, nastąpił 11 listopada 2012 roku, pechowo wypadła wtedy niedziela i nie było mowy o kolejnym długim weekendzie. Na mniej więcej tydzień przed jedenastym na fejsbuku zaczęły pojawiać się pierwsze wpisy pt. „uuu, będzie się działo, w niedzielę nie wychodzę z domu”. Na TVN24 miałem okazję obejrzeć konferencję prasową szefowej stołecznego Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego, która wraz z policją, strażą pożarną oraz ZTM zapewniała, że będzie bezpiecznie, równocześnie nie podając do wiadomości ostatecznej wersji tras marszów, podczas gdy inne media mapowały te trasy już od dwóch dni. Rozmawiając z przyjaciółmi, widząc posty w sieci i czytając wiadomości o planowanych wydarzeniach miałem wrażenie, że wszyscy doskonale wiedzieli, że 11.11 będą latały płyty chodnikowe, trochę wytworzyło się na to nawet przyzwolenie społeczne – „no tak, w sumie ok., niech idą tego 11. i rzucają, kiedyś trzeba, a ja posiedzę w domu, w końcu wolne”. To mała pułapka demokracji: nie można, nie wypada, nie ma podstaw i bardzo trudno byłoby uniknąć demolki.

Marsze, manifestacje, transparenty, krzyki, bójki – w jakichkolwiek barwach ideologicznych – nie mają dla mnie znaczenia. Dobrze, że ludzie korzystają z praw, jakie daje im ustrój demokratyczny, źle, że łamią przy tym bardzo często prawo. 11.11 kojarzy mi się niesamowicie smutno i szaro. Nie tylko dlatego, że to już po prostu listopad, ale też dlatego, że to święto wspominania męczeńskich śmierci, biczowania się w czarnych garniturach i palenia zniczy. Jakoś mi tak szkoda, że się tego dnia nie cieszymy. Dlaczego nie jesteśmy wdzięczni i nie świętujemy polskości, możliwości mówienia po polsku, życia w wolnym kraju bez organizowania drogi krzyżowej włodarzy kraju od pomnika do pomnika Wielkich Polaków? 

Nieprzypisywanie znaczenia dniu niepodległości jest dla mnie ciekawe. Z jednej strony dużo osób ma to zwyczajnie w dupie (i nie ma w tym nic odkrywczego, ani zaskakującego), ale z drugiej strony oficjalnie nie wypada tak myśleć. Trzeba choć 3 sekundy myślenia poświęcić Piłsudskiemu. Frasyniuk miał rację, że Polacy patrioci nie chodzą na marsze, bo akurat pracują na to, czym Polska jest. Ja dodam, że nie chodzą, bo mają w dupie.

I znowu napięcie rozładowało się między innymi przez serię memów. To już niemal oczywiste. Jest to coś jasnego w tym szarym święcie. Jak biegi niepodległości, robienie kotylionów, wizyty w instytucjach kultury. Sam uczciłem to pierwszą ever wizytą w Łazienkach Królewskich. 

1 komentarz:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń