„Hobbita” czytałem po raz
pierwszy, gdy miałem jakieś 14 lat. Była to nasza lektura szkolna w piątej czy
szóstej klasie. Było to też moje pierwsze zetknięcie z Tolkienem, ale
niepierwsze z elfami, krasnoludami i światem jak ja to mówię „średniowiecznego
fantasy” (dla odróżnienia od „kosmicznego fantasy”). Dość łatwo wciągnąłem się
w klimat i lekko zafascynowałem Śródziemiem. Przeczytałem „Władcę Pierścieni”,
„Silmarillion” i inne. Kilka razy na przestrzeni lat (i wieków) wracałem do niesamowicie
przemyślanego, wielowątkowego i uprawdziwionego świata, który żył w mojej
głowie dzięki książkom, a z czasem połączył się z obrazami Jacksona. Gdy
obejrzałem „Władcę”, a całą trylogię widziałem chyba z pięć razy, wiedziałem,
że prędzej czy później (i chyba wyszło, że później) nakręcą „Hobbita” w
pasującej i adekwatnej wersji. Zawsze miałem poczucie, że go brakuje z taką
samą scenografią, mniej więcej zbliżoną obsadą i nawiązaniami fabularnymi.
Wiedząc, że film jest
dystrybuowany w polskich kinach w 5 (?) wersjach, z premedytacją wybrałem opcję
z napisami w 2D i normalnej prędkości klatek. Po części bo taniej, po części,
bo się bałem eksperymentów, po części, bo naprawdę nie przepadam za 3D oraz
zwyczajnie nie lubię polskiego dubbingu. Zaskoczyłem się pozytywnie. Nie odczułem
tych prawie trzech godzin, prawie nie miałem poczucia, że coś jest
przeciągnięte. Bardzo do gustu przypadła mi zarówno sielankowa część, jak i te akcyjno-bijatyckie.
Nie byłem pewny tytułowego aktora, wciąż mam w głowie scenę, gdy masuje cycki
Judy w „Love Actually”, jednak nie rozczarował – tak właśnie widziałem Bilbo
czytając książkę. Po Gandalfie widać mocno, że się postarzał, natomiast
prawdziwym majstersztykiem okazali się krasnoludzi. To zupełnie jak w „Śnieżce
i Łowcy” – krasnoludki były najjaśniejszym punktem. Doskonale
ucharakteryzowani, zróżnicowani, zindywidualizowani – rewelacja! Cieszy mnie
dodanie kilku elementów fabuły, które ułatwiły odbiór i rozszerzyły,
wytłumaczyły wydarzenia „Hobbita” i „Władcy”. Rozumiem jednak, że osoby nie
będące znawcami czy fanami gatunku mogły odnieść wrażenie zbyt długiego czekania,
aż w końcu drużyna wyruszy z najdłuższej kolacji, jaką pokazywano w filmie.
Oczywiście przyznaję się, że tego
dnia miałem tak dobry humor, że prawdopodobnie każdy film, który bym obejrzał,
wywołałby u mnie zachwyt. A jak już o zachwycie – trailer „Nędzników” jest
naprawdę udany. Taki dokładnie spełniający swoje funkcje i do tego jeszcze
piękny.
Naprawdę chcę chodzić do kina
częściej. Z tego co pamiętam, w 2012 byłem na filmie „tylko” siedem razy: trzeci
„Batman”, nowy „Spiderman”, „Prometusz”, „Skyfall”, „The Avengers”, „Madagaskar
3” i „Śnieżka i Łowca”. Mam szczerą nadzieję i chyba większe możliwości
finansowe, by kina odwiedzać częściej – przez pierwsze dwa tygodnie 2013 już mi
się udało zobaczyć dwa obrazy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz