W szukaniu pracy bardzo długo wzbraniałem
się przed telefoniczną obsługą klienta. Niedawno Gazeta opublikowała artykuł,
gdzie podano, że Polska jest
callcentrową królową Europy. Nie dziwi mnie to wcale. Pośród malejącego z miesiąca
na miesiąc ogromu ogłoszeń wyróżniam cztery duże kategorie. Pierwsza to szeroko
pojęci informatycy, specjaliści od Oracle, baz danych, aplikacji. Druga to
księgowi, w szczególności samodzielni księgowi ze znajomością coraz to mniej
popularnych języków. Trzecia to asystentki, sekretarki i stażystki z dużym
akcentem na „-tki”, bo to ogłoszenia nastawione na kobiety nawet w swojej warstwie
językowej; paradoksalnie to też jest forma dyskryminacji. Czwarta, moja
ulubiona i chyba największa to właśnie telefoniczna obsługa klienta. Oczywiście
poza główną czwórką pojawiają się częściej czy rzadziej perełki, po prostu inne
oferty oraz bezpłatne staże i praktyki. Obsługa klienta przez telefon to dla
mnie różna forma pracy z telefonem – od łatwiejszego odbierania przychodzących
i radzenia, pomocy, po dzwonienie samemu i sprzedawania maszynek do golenia
łydek. Czasami aż uwierzyć nie mogę, że jakiś produkt czy instytucja ma swoje
call center i siedzą w nim studenty, które dorabiają do stypendiów czy groszy
od rodziców.
Standardowo taka oferta „pracy” z
telefonem skierowana jest do studentów zaocznych, proponuje stawkę godzinową,
która rośnie znacząco w przypadku pracy w języku obcym, zakłada raczej umowę
zlecenie, „pracę” w soboty, niedzielę, święta, często w nocy. Teoretycznie nie
potrzeba wielkiego doświadczenia, ale od czasu do czasu do końca nie wiadomo
dlaczego pojawia się wymóg 2-3-4 lat doświadczenia w cc oraz, co już bardziej
zrozumiałe, wymóg znajomości jakiejś bardzo wyspecjalizowanej branży jak np.
szkło hartowane czy właściwości komórek macierzystych. Przez pięć miesięcy
pracowałem w specyficznym callcenter, byłem na kilku spotkaniach rekrutacyjnych
do „pracy” w innych firmach. Zauważyłem, że tam prawie zawsze zaczyna się od
zera. Ludzie np. z 3letnim stażem w cc jednego ubezpieczyciela, idą pracować do
innego i zaczynają od początku. Jakoś tak jest, że telefonów do i z cc się nie
lubi. Gdy dzwoni do mnie obsługa mojej sieci komórkowej, mojego banku, mojej
byłej szkoły językowej, domyślam się, że chcą mi sprzedać kredyt, Internet czy
trzy kursy w cenie jednego. Ze względu na to, że sam pracowałem na słuchawce i wiem,
że po drugiej stronie często jest zmuszony życiem do tego człowiek, jestem
miły, ale tak naprawdę-naprawdę nie kupiłbym nigdy niczego przez telefon.
I nie wiem, co jest gorsze. Na rekrutacjach
spotykałem osoby je przeprowadzające, które były przekonane, że to superzajęcie
i megaszansa na przyszłość oraz HRowców, którzy mieli zupełną świadomość, że
oferują gówno, że sami w życiu nie zgodziliby się na taką „pracę”.
Jednocześnie przyznaję, zdarza
się rzeczywiście, że jakiś promil z promila pracowników call center robi „karierę”
i awansuje na lepsze stanowisko wewnątrz firmy lub zostaje team leaderem, który
nie musi już odbierać telefonów. A to już dużo.
MiH, prawda jest taka, ze nie każde CC jest takie samo. Rzeczywiście ogromny choć nie jedyny wpływ ma charakter wykonywanej w nim pracy. Zresztą komu ja to mówię. Znacznie łatwiej pracuje się w CC jeśli jego praca polega na "incomingu" czyli rozmowach przychodzących.
OdpowiedzUsuńCo do Pań z HR to znasz moje zdanie :-)
ArT