Zupełnie nie mam problemów z
mówieniem o swoim braku ręki. Łatwo też przychodzi mi narzekanie na skórę,
pryszcze, bladość, suchość, owłosienie. Zęby to jednak zupełnie inna historia –
historia smutna. Wstydzę się swojego uzębienia. Unikam uśmiechu, unikam rozmów
o tym, zmieniam temat, gdy tylko ktoś ze znajomych wspomni, że ostatnio był u
stomatologa. Bo ja dawno-dawno u dentysty nie byłem. Do tego genetycznie mam
słabe uzębienie. Moi rodzice nie mają już oryginalnych zębów, siostra też miała
zawsze kłopoty z utrzymaniem zdrowych, ja od małego miałem zabawy z próchnicą,
przebarwieniami no i moimi ulubionymi ukruszeniami. Trzeba zaznaczyć, że moi
rodzice nie pilnowali naszych zębów. Chyba raz w ciągu świadomej części
życia byłem z mamą u dentysty z jej woli, pomysłu i finansów. W czasach już
dorosłych o tym, że zaniedbałem szczękę, zaważyło kilka czynników – brak nawyku, brak kasy, poczucie, że jest
bardzo źle i niewiele mogę zrobić, paniczny strach i milion „ważniejszych”
potrzeb, na które szły wszystkie pieniądze. Ciągle świadomy byłem jednak, że prędzej czy później przyjdzie ten moment, gdy zaboli, wypadnie i będzie trzeba coś działać.
Skończyło się z tymi wakacjami. Zęby
trafiły na moją listę spraw otwartych. Z przyczyn oczywistych jako cel ważny,
aczkolwiek mało-obecnie-realny. Bo zabawa w naprawianie ubytków to zabawa
droga. Nic dziwnego, że stan uzębienia polskiego społeczeństwa jest tragiczny. Ceny
wizyty u stomatologa w Warszawie są zawsze trzycyfrowe, a wiadomo, że na jednym
spotkaniu się nie kończy. Wiele kosztowało mnie, aby w końcu podjąć decyzję o pierwszej po około 8 latach kontroli.
Bałem się bólu, bałem się oceny, bałem się, że dowiem się, co i jak bardzo
z moimi zębami źle jest. Do tej pory to były domysły, bardzo ogólny pogląd, że
jest tragedia – natomiast nigdy nikt fachowym okiem nie policzył tych do
leczenia, tych do wyrwania i tych zdrowych. W nocy przed wizytą nie zmrużyłem
oka, rano nie mogłem jeść, wziąłem silną tabletkę przeciwbólową pro forma i
pojechałem z przyjacielem do lekarza. To dopiero początek walki o uśmiech, ale
początek odbyty i udany. Teraz mam nadzieję, będzie już łatwiej. Choć to
nieproste, nielubiane, trudne – jestem bardzo zadowolony z dzisiejszego przełamania.
Zawsze śmieszyło mnie, gdy lekarz
zadawał pytania, gdy leżałem z rozdziabioną gębą, watą w ustach, kilkoma
rurkami, blady ze strachu, odurzony znieczuleniem, zmęczony bólem i zapachem. Jak
mam odpowiedzieć? Mrugam oczami i wydaję głuche dźwięki.
Ciekawe czy po przeczytaniu tego
wszyscy będą uważniej przyglądać się moim zębom? Na razie mam trzy zdrowe u góry z przodu.
Najtrudniejszy pierwszy krok... ;)
OdpowiedzUsuńBart#
już dwa za mną!
OdpowiedzUsuń