Równo rok temu popełniłem blo na
temat nie tylko Parady Równości 2012, ale ogólnie o tym, jak PR wpisały się w
kalendarz imprez stołecznych oraz czy to dobrze, czy źle, że maszerujemy. Mógłbym
ograniczyć się do powtórzenia w punktach tego wszystkiego, co opublikowałem tu
wtedy, bo przez cały ten czas niewiele się zmieniło. Parada AD 2013 przeszła
inną trasą, w innym składzie, z inną oprawą muzyczną, z lekko zmienionym
komitetem, tym razem z patronatem (bardziej papierowym niż fizycznym)
Pełnomocnik Rządu ds. Równego Traktowania. Tylko postulaty pozostały niezmienione. Mam
wręcz wrażenie, że osłabił się szum. Ok, mieliśmy w tym roku trzy projekty
ustaw o związkach partnerskich, wiele było w mediach o sytuacji we Francji po
wprowadzeniu małżeństw jednopłciowych, coraz więcej w dyskursie europejskim
poświęca się ochronie praw mniejszości, ale mimo wszystko u nas temat ciągle znajduje się poza debatą publiczną. Niedopuszczenie do czytań projektów
ustaw było nie tylko powiedzeniem „nie” związkom partnerskim, ale wręcz było to
„nie” dla naszego istnienia – nie ma nawet o czym rozmawiać. To najbardziej
niedemokratyczna z postaw.
W drodze na Paradę zadzwoniłem do
babci. Ostatnio rozmawiam z nią jeszcze częściej niż zawsze, bo na bieżąco
informuję o wynikach moich egzaminów, a ona updejtuje mnie na temat swojego zdrowia po niedawnej operacji. I mówię,
że właśnie idę na marsz. Babcia zaczęła wywód, że ten gejowski marsz ją
denerwuje, bo geje się popisują. Że ona nic nie ma przeciwko osobom, które
lubią się „pchać w tyłek”, że uważa, że mogą oni sobie żyć razem, nikomu nic
nie przeszkadzają, ale po co się przebierać i chodzić po ulicy. Wdałem się w niepotrzebną
gadkę. Że to nie jest marsz gejowski, a szerszy. Że na każdym tego typu
festynie jest głośna muzyka, przebrani, uśmiechnięci ludzi, że to
niepopisywanie się, a coś zupełnie zwykłego. Że podobnie wygląda halloween, dni
morza, dożynki, dzień dziecka czy przemarsz wojska. Powiedziała tylko, że życzy
mi udanej zabawy. Taka też była.
I jeszcze platforma Ambasady Norwegii. Nie od dziś ambasadorowie
innych państw zaangażowani są w sytuację środowiska LGBTQ w Polsce. Każdy pamięta
tęczową flagę przy Ambasadzie UK w Warszawie. Z jednej strony cieszy mnie to
poparcie, chęć zainwestowania bezpośrednio pieniędzy, a nie tylko oficjalnego
poparcia czy podpisania listu, z drugiej strony to bardzo-bardzo smutne, że
obce państwo jest bardziej zainteresowane moimi prawami niż własne, z
którym czy chcę, czy nie chcę, łączy mnie więź obywatelska.
Zawsze myślałem, że w Paradzie najsmutniejsi są geje, którzy
przychodzą obejrzeć marsz. Stoją na chodnikach lub siedzą w ogródkach mijanych
knajp i komentują. Od wczoraj uważam, że smutniejsi są geje, którzy przychodzą
obejrzeć marsz i robią zdjęcia ajpadem.
w tym roku nawet dość homofobiczna Litwa poparła paradę
OdpowiedzUsuń