Trwało to bardzo długo i było
owocne w dramatyczne momenty, ale udało mi się w końcu uzyskać kartę benefit. Najpierw
nie mogłem jej mieć, bo byłem na okresie próbnym, potem musiałem poczekać do
nowego miesiąca kalendarzowego, potem była majówka, a osoba odpowiedzialna w
firmie za karty poszła na urlop, następnie pomyliła jednostkę, w której pracuję
i wysłała kartę pocztą wewnętrzną do innego miasta, ostatecznie przesyłka
krążyła kilka dni między biurami banku, aż w końcu 13 maja trafiła w moją rękę.
Naturalnie zrobiłem małą awanturę, bo formalnie za kartę płacę od 1 maja, a nie
da się z niej korzystać fizycznie jej
nie posiadając. Udało mi się wynegocjować przeprosiny oraz to, że za maj za
kartę płacić nie będę (jedynie podatek), dopiero w czerwcu potrącą mi z wypłaty
cały koszt karty, czyli coś-tam-42-zł. Wielka inauguracja miała miejsce 15 maja
rano na basenie blisko nowego domu. Nie jestem już uwiązany do jednego basenu i
mogę chodzić tam, gdzie będzie mi bliżej, wygodniej, akurat po drodze czy tam
będą chcieli iść znajomi. Do tego oczywiście wychodzi taniej niż karnet i za mniej mogę
wyjść poza samo pływanie. Nie ukrywam, że poważnie myślę o jakiejś nowej stałej
aktywności. Sam powoli zaczynam mieć dość swoich wystających obojczyków i słuchania
dzień w dzień, że jestem za chudy, że mogę jeść co chcę, bo mi nic nie grozi,
że powinienem coś z tym zrobić. Znowu zaczęła się pora roku, gdy ładni ludzie
wychodzą w krótkich ubraniach i widać ich sylwetki, nad którymi pracowali całą
zimę, a mi widać wciąż te same kości.
W związku z tym pięknym pomysłem
poszedłem do ortopedy. Postanowiłem dopytać się o to, co powinienem, co muszę,
a czego nie można mi robić. W dodatku chciałem po roku chodzenia na basen
sprawdzić, czy cokolwiek zmieniło się jeżeli chodzi o mój pokraczny układ
kostny. Trafiłem na lekarza obcej narodowości, który w pierwszym pytaniu po „dzień
dobry” łamaną polszczyzną zapytał czy mnie, czy brak ręki to amputacja czy też
wada wrodzona. Jego porada ograniczyła się do stwierdzenia, że mogę i powinienem
robić wszystko poza podnoszeniem ciężarów. O ile podoba mi się taka ogólna
uwaga – przyzwolenie robienia prawie wszystkiego, o tyle pan doktor nawet nie
obejrzał mojego kręgosłupa. Podpytałem też przyjaciela o dietę. Bardzo poważnie
rozważam wrócenie na stałe do mięsa – głównie białego, ale jednak mięsa. Chcę też
zdecydowanie zwiększyć ilość wysokobiałkowego pokarmu, a powoli kierować się w
stronę całkowitego wyeliminowania słodyczy, mleka, alkoholu czy słodkich
napojów – już teraz unikam większości z nich, ale jednak pojawiają się w mojej
ocenie nadal za często.
I chciałbym zaapelować, że jeżeli
ktoś szuka kompana do sportu, polecam się – zawsze trudno mi iść samemu do
nowego miejsca, na nową aktywność (mam tak też z barami, kawiarniami,
restauracjami czy urzędami), ale z kimś chętnie się wybiorę i spróbuję.
Oczywiście teraz będą zaliczenia
na studiach, więc trudno to wszystko ogarnąć czasowo, ale od drugiej połowy
czerwca zostanie mi „tylko” praca i będę miał mnóstwo wolnego czasu, by się
męczyć! O tak!
hm... a rolki? tylko to na nogi i pośladki wyłącznie..
OdpowiedzUsuńa od rolek nie schudnę? no i nie mam rolek
OdpowiedzUsuń