No dobrze, przyznaję się, nie
umiałbym napisać negatywnej recenzji filmu z kuźni Marvela. To znaczy, może bym
i umiał na siłę ułożyć kilka nieprzychylnych zdań, ale po prostu bardzo ciężko
jest stworzyć film o superbohaterze,
który mi się nie spodoba. Z tym konkretnym było trochę tak, że musiał mi się
spodobać. Po pierwsze – jedynka była dobra, po drugie – nowa seria i nowy
główny bohater są o niebo lepsze od trylogii Sama Raimiego, po trzecie – bo wszyscy
wszędzie mówili, że to dzieło. Prawdą jest, że Spidey to mój ulubiony heros i
wszystko, co z nim związane wzbudza we mnie sentymentalną potrzebę obejrzenia,
poznania, posiadania. Świadomie wybrałem wersję 2D, choć recenzenci pisali, że
to jeden z tych filmów, który dużo zyskuje na technologii trzech wymiarów. Z tym
3D mam pecha. To co w nim widziałem, było kiepskie, a te filmy, które podobno
są dziełami współczesnej techniki zawsze oglądam po staremu. Peter Parker miał
za zadanie zachwycić mnie bez strzelania pajęczyną po oczach i w pewnym sensie
mu się udało, ale jednak nie w efektach tkwi moc tego obrazu.
Nie dziwi mnie opinia, że film
wydaje się długi i nudny. Jak na twór na podstawie komiksu i o jednym z
najbardziej znanych superbohaterów na świecie jest w nim stosunkowo niewiele
walki i ratowania świata. Przez to „stosunkowo” mam na myśli to, że nie jest
walki i ratowania świata mało, lecz to, że dużo miejsca poświęcono (znowu) rodzicom
Petera, rozterkom Parkera, wątkowi miłosnemu z Gwen, wprowadzeniu do gry Harry’ego
i rewelacyjnej ciotce May (do której należy najbardziej wzruszająca scena
filmu). To wszystko czyni drugiego „Spider-Mana” filmem kompletnym, bo każdy
fan oryginału znajdzie wątki, za które pokochał komiks. Dla mnie absolutnie
mistrzowskie jest, że o ile stara seria o pająku powtarzała w kółko wprost, że
to „friendly neighborhood spider-man”, o tyle ta takiego Petera po prostu
pokazuje. Uzupełnieniem jest humor (choć do tego Marvel nas już przyzwyczaił),
świetna postać Elektro, dobra obsada, ścieżka dźwiękowa i niezastąpiony Nowy
Jork.
W 2016 będzie trzecia część (w
tym samym czasie będziemy mieli również drugich Avengersów oraz Batmana vs.
Supermana), więc na szczęście to nie koniec tej dobrej, choć niepozbawionej
głupot i błędów serii.
Aż cały się trzęsę z radości, że
2014 w kinie to cała masa filmów, które nie tylko na pewno obejrzę na dużym
ekranie, ale też będę się przy tym świetnie bawić i odbywać podróż do czasów
czytania komiksów z latarką pod kołdrą.
tu-tu-tu, tu-tu-tu, tu-tu-tu-tu-tu tu-tu-tu-tu...
OdpowiedzUsuń