Z końcem listopada musiałem się
wyprowadzić z mieszkania przy Nowolipkach. Raptem po ośmiu miesiącach
zakończyła się moja piękna przygoda z mieszkaniem praktycznie w centrum,
ponieważ właścicielka postanowiła sprzedać mieszkanie. Nie ukrywam, że zdążyłem
przyzwyczaić się do pieszych powrotów do domu o każdej porze dnia i nocy oraz
dodatkowe snu ze względu na bliskość Uniwersytetu Warszawskiego i Dw.
Wileńskiego. Ze względu na dwumiesięczny okres wypowiedzenia, szukanie nowego
miejsca zacząłem dopiero po pierwszym weekendzie listopada. W pierwszym okresie
szukałem dwupokojowego mieszkania z koleżanką. Bardzo odpowiadał mi taki układ –
nie musiałem martwić się o swobodę życie osobistego, a w dodatku zawsze to miło
mieszkać z kimś, z kim można rozmawiać, dzielić zainteresowania i grono
znajomych. Ten etap szukania szedł bardzo opornie. Z jednej strony wydawało nam
się, że po tym jak wszyscy studenci już się do końca października ulokują, nie
będzie większego problemu ze znalezieniem mieszkania dla siebie. W praktyce
okazało się, że może i łatwo jest znaleźć ładne, nieźle położone mieszkanie,
ale za to za 3000 zł! Zwątpiłem w poczucie rozsądku mieszkańców Warszawy. Ewidentnie
wszyscy chcą się nieludzko dorobić, nie wstydzą się pokazywać w ogłoszeniach
zdjęcia najbrudniejszych, najgorzej umeblowanych pomieszczeń, najstarszych mebli, robią
castingi i oczekują, że ktoś im zapłaci 1000 zł za pokój… Po jednym przejrzeniu
ogłoszeń moje morale spadły prawie do zera. Po obejrzeniu dwóch czy trzech
mieszkań z koleżanką i upływie ok. 2 tygodni listopada, nasze drogi się
rozeszły i zaczęliśmy szukać czegoś osobno.
Moje nowe poszukiwania, tym razem
już tylko pokoju dla siebie samego, wcale nie były łatwiejsze. Odkryłem, że
ludzie szukający kogoś do wolnego pokoju w mieszkaniu chcą się nachapać kosztem
nowego współlokatora i ni stąd ni zowąd cena wcale nie wynosi 1/3 czynszu
całości. Druga ulubiona kategoria ogłoszeń to emerytki, które szukają młodej
dziewczyny (niepalącej studentki) do mieszkania, w którym same mieszkają – już widzę
te tłumy chętnych. Ostatecznie obejrzałem ze dwa pokoje i po niemałych
perypetiach z poprzednimi lokatorami, ceną, planowaniem przeprowadzki udało mi
się dość płynnie zmienić mieszkanie – na moje szczęście koniec miesiąca wypadał
w weekend. To moje trzecie mieszkanie w Warszawie, co jak na ponad 7 lat w tym
mieście wychodzi całkiem nieźle. W sumie teraz mam 4 przystanki tramwajowe
dalej do centrum (co też nie jest tragedią), a mieszkanie jest bardzo czyste,
świeże, jasne – co stanowi miłą odmianę dla nowolipkowego. Szybko się
zadomowiłem i zintegrowałem.
Bardzo chciałbym podziękować tym,
którzy pomogli Torpedzie na etapie poszukiwania i przeprowadzania.
I nie chcę już więcej przeprowadzek. Mam nadzieję
zostać w jednym miejscu dłużej niż jeden sezon. Byłoby miło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz